piątek, 7 listopada 2014

Listopadowy Borków

Wczoraj w temperaturze dochodzącej w słońcu do 20 stopni sadziłam w Borkowie moje wyhodowane lub pochodzące z podziału rośliny. Nie mam obaw, że termin nieco dziwny na sadzenie bylin, bo pogoda jeszcze długo będzie raczej wrześniowa. 

Poza tym wiele nie ryzykuję, bo to tylko kawałki moich własnych wielkich bylin z Młocin. I tak musiałam je podzielić, więc w razie czego strata niewielka. Ale sądząc po dotychczasowych nasadzeniach w Borkowie ziemia tam taka, że wszystko samo rośnie. Do tego dzisiaj długo wyczekiwany deszcz i chociaż ta szarość za oknem smutna, to jednak radość, że rośliny mają wreszcie wodę.

Zdjęć z nasadzeń nie będzie, bo nic ponad ziemią nie widać, trzeba czekać do wiosny i zobaczyć, czy coś z tego urośnie. Posadziłam krwawniki czerwone Red velvet, które u mnie pięknie się rozrosły w drugim roku, to je podzieliłam. Nachyłek wielkokwiatowy już od roku czekał na podział, więc też kawałek trafił na wieś.
Poza tym ukorzeniony z patyczka Jaśminowiec wonny, Rosa rugosa oraz większość moich irysów, żółtych i niebieskich. Nie mam dla nich miejsca na Młocinach, poza tym tu w mokrej ziemi będzie im dużo lepiej.

Posadziwszy co przywiozłam, zabrałam się za dawno planowane czyszczenie brzegów stawu z zaschniętych roślin. Kiedy woda się podniesie, te suche trawy i liście tataraku, czy pałek gnijąc zanieczyszczały by wodę w stawie. Poza tym widok na te suche badyle też niezbyt miły. Teraz jest tak






Pozostał jeszcze południowo zachodni brzeg, ale tu trawy są wielkie i po prostu sił zabrakło a i ciemno niestety się zrobiło. Dzień jednak coraz krótszy.

Ten brzeg nadal malowniczy, ale wkrótce też go oczyszczę.



Podczas porządkowania brzegów odkryłam sporo nowych kłączy tataraku i pałek. Nie zawsze tam, gdzie bym chciała je mieć. Wykopałam i posadziłam w inne, ale już wiem dlaczego wszędzie pisze się o ich ekspansywności. Ekspansywność roślin to moja specjalność, a przy tak niewielkim stawie bez problemu nadążę z wycinaniem nadmiaru. No albo się mylę, ale to czas pokaże.

Tak więc spodziewam się bardzo zielonych brzegów nad stawem, a na wiosnę planuję zająć się pasem wokół stawu, bo dotąd sadziłam, przesadzałam wyłącznie rośliny strefy bagiennej. Marzy mi się taka gęsta roślinność na poziomie trawnika, a w planach  kokorycz, tarczownica,  przywrotnik i wiele innych by kiedyś osiągnąć efekt, jak na paru zdjęciach Dzikości pod kontrolą.

A potem pochodziłam sobie po okolicy, bo krówki okropnie muczały i chciałam je uspokoić. Z bliska jednak okazało się, że to chyba jednak nie krówka ;-)




A i jeszcze dwie sprawy. Oto ślady zwierza okolicznego. Te znam dobrze, to ryjące dziki. Na szczęście mam je poza ogrodzeniem.



   Nie mam natomiast pojęcia, co biegało sobie po plaży i podjeździe :-)



Oczywiście wizyty zwierząt, które nie szkodzą, wcale mi nie przeszkadzają. Żadnych innych śladów nie zaobserwowałam, poza przemieszczoną o parę metrów jedną deską ze ścieżki. Czyżby bobry gromadziły drewno?