niedziela, 31 grudnia 2017

2017


Wspomnienie roku w Borkowie.

Od powstania domku, drogi, przez upalne lato do złotej jesieni i szarawej zimy. 

Nihil novi sub Jove, a przecież ten roczny cykl zachwyca i chce się powtarzać go bez końca...





























Do zobaczenia w 2018!

piątek, 22 grudnia 2017

Kalina wawrzynowata w grudniu


Miesiąc przerwy w borkowych wizytach i prawie już mnie bezsenność z tego powodu zaczynała męczyć ;-) 

Myśli - a co tam z domeczkiem, rosną drzewka, czy je bobry ścięły, jak wysoko woda - etc. i bezsenność gotowa. Nawet mantry nie pomagają.

Nolens volens, bojąc się około światecznych korków chycnęłam do Borkowa. Po drodze niespodzianka - pusto, zero samochodów, w 45 minut byłam na miejscu. A tu wszystko też na miejscu. Jak ja się cieszę, że mam to siedlisko w takim przyjaznym miejscu.

Dziki są obecne, ale jak na razie ryją z dala ode mnie. Żwirowy podjazd im nie pasuje ;-) i wygląda na to, że ubiegłoroczne problemy z dojazdem się nie powtórzą. Woda opadła, suchym butem doszłam do domku, a ten pięknie szarzeje nabierając patyny i coraz mniej wygląda jak domek z piernika. Wkrotce będzie wyglądał jak stara drewniana chałupa i bardzo dobrze.

A tytułowa kalina?
Nadal jest!


Mrozu nie było, to i jest. Tylko na razie nie rozwija tych pąków, ciekawe czy w ogóle to zrobi, ale wygląda miło.


Generalnie jest szarawo ;-)  Stawik lekko pod lodem.



Strumienie takoż



Z ciekawostek przyrodniczych - dziury w ziemi. A co to za gość?



Miałam zamontować fotopułapkę, ale jakoś nie było kiedy, tyle innych spraw... no i nadal nie wiem, co mi po łące buszuje ;-)

A tu widoki za które oddam duszę



I pożegnalne w tym roku spojrzenie na bramę. 

Kiedy tu znowu przyjadę bedzie 2018 rok. 
Jaki to bedzie rok? 

Czeka mnie operacja, oczywiscie się boję, szczególnie że ma być w lutym, a luty... to czas moich strat i rozstań, o czym wiele razy pisałam.




Ale nie kończę smutnym akcentem :-) 

Przywiozłam mnóstwo sosnowych gałązek, dom pachnie lasem, plany kuchenne na jutro, więc i ciastem i pieczeniem będzie pachniał jutro...

Syn daleko, w Nepalu, ale doświadcza tak wiele ciekawych rzeczy, że cieszę się razem z nim, uczę się razem z nim, bliskość dzielona tysiącami kilometrow ma czasem o wiele większą wartośc, niż ta przy wspólnym (?) stole.