Tak, wszystko na raz, w jeden dzień. Mostek miał być w piątek, ale nie dojechał. Łupek miał być w poniedziałek, ale bez sensu jeździć dzień po dniu, więc dzisiaj niezwykle intensywny dzień.
Rano wstałam z rosnącą obawą, jak ja dam radę z tym wszystkim, ale w sumie ciągle tak mam, że na własne życzenie muszę walczyć o przetrwanie.
Dojechałam do Borkowa i zaczęłam dzwonić po rozmaitych zapisanych ostatnio telefonach, by ustalić co jedzie i kiedy przyjedzie. Zapowiadało się dobrze, do tego na sąsiedniej działce pracowała ekipa stawiająca ogrodzenie. Dwóch rosłych Panów do dyspozycji, na co wyrazili zgodę. To mnie bardzo podniosło na duchu, bo jak się wkrótce przekonałam, bez pomocy nie dałabym jednak rady. Dostarczony łupek wylądował na palecie kilka metrów od bramy, a Pan dostawczy nawet nie próbował przetransportować go dalej. Inna sprawa, że paleciak z tonowym ładunkiem po żwirze raczej nie pojedzie.
Dojechałam do Borkowa i zaczęłam dzwonić po rozmaitych zapisanych ostatnio telefonach, by ustalić co jedzie i kiedy przyjedzie. Zapowiadało się dobrze, do tego na sąsiedniej działce pracowała ekipa stawiająca ogrodzenie. Dwóch rosłych Panów do dyspozycji, na co wyrazili zgodę. To mnie bardzo podniosło na duchu, bo jak się wkrótce przekonałam, bez pomocy nie dałabym jednak rady. Dostarczony łupek wylądował na palecie kilka metrów od bramy, a Pan dostawczy nawet nie próbował przetransportować go dalej. Inna sprawa, że paleciak z tonowym ładunkiem po żwirze raczej nie pojedzie.
Na szczęście - w moim życiu to niezwykle typowe, opatrzność czuwa ;-) - Panowie od płotu sąsiada przyszli z pomocą i w kilkanaście minut później łupek leżał za bramą.
A przed bramą została jedynie pusta paleta ;-)
Wkrótce potem przyjechał mostek, a Panowie znowu pomogli ustawić go w miejscu docelowym.
Mostek stoi, ale wcale nie wygląda dobrze. Nie podobają mi się poręcze, są za wysokie, nieproporcjonalne, do tego są źle nacięte. Walczymy z konstrukcją, ale niestety bez obróbki piłą barierek nie będzie.
Mostek stoi, ale wcale nie wygląda dobrze. Nie podobają mi się poręcze, są za wysokie, nieproporcjonalne, do tego są źle nacięte. Walczymy z konstrukcją, ale niestety bez obróbki piłą barierek nie będzie.
W oczekiwaniu na mostek zaczęłam już układać łupek nad brzegiem stawu.
Po osadzeniu mostka w gruncie zdejmuję na razie poręcze. Ich los to sprawa otwarta. Jeszcze nie wiem, co z nimi zrobię. Jedna z opcji to obniżyć je o kilkanaście centymetrów, by proporcje były lepsze. Sam mostek już mi się wpisał w krajobraz, a jeszcze kiedy straci ten zielony kolor impregnatu, będzie tam jak u siebie.
Pooglądałam zdjęcia małych mostków na świecie i bardzo często te barierki są niziutkie, tak jak w tym modelu
Albo nawet jeszcze niższe
Dzisiaj przytnę podpory barierek, tylko muszę łańcuch do piły naostrzyć najpierw. Same łuki barierek są bardzo ładne i trochę szkoda mi ich nie wykorzystać. Myślę, że w takiej niskiej wersji i po poprawieniu nacięć uzyskam efekt, który mi się spodoba.
A to mój drugi suchy strumień, czyli odpływ ze stawu. Na szczęście - znowu! - Panowie przytargali taczkę na gumowym kole i cały ten kamień spod bramy przerzucili tuż nad moje wykopy. Mnie zostało jedynie układanie łupka.
Uznawszy, że siły mam na wyczerpaniu, a jednak trzeba dojechać do domu, zamknęłam bramę i ruszyłam do domu. Po ujechaniu 100 metrów spotkała mnie potężna koparka z łyżkami pełnymi głazów polodowcowych. Kopią w Borkowie kanalizację i co rusz wykopują cudne głazy. Poprosiłam w piątek Panów kopiących o podrzucenie paru takich okazów do mnie. Umówiliśmy się na wtorek, czyli dzisiaj, ale że się nie pojawili do końca dnia, myślałam że zapomnieli. Nie zapomnieli. Oto moje nowe głazy.
Posiałam jeszcze trawę na łysinach po wykopkowych, a kiedy tylko odjechałam z Borkowa niebo zesłało potop. Jazda samochodem momentami była trudna, ale myśl, jak deszcz umyje kamienie, podleje krzewy, drzewa i nowo posianą trawę, rekompensowała trudności.
Nadal tu u mnie to pobojowisko i dopóki trawa nie porośnie wykopków ładnie nie będzie. No ale coś za coś ;-)