wtorek, 28 kwietnia 2015

Mostek, łupek szarogłazowy i głazy polodowcowe

Tak, wszystko na raz, w jeden dzień. Mostek miał być w piątek, ale nie dojechał. Łupek miał być w poniedziałek, ale bez sensu jeździć dzień po dniu, więc dzisiaj niezwykle intensywny dzień.

Rano wstałam z rosnącą obawą, jak ja dam radę z tym wszystkim, ale w sumie ciągle tak mam, że na własne życzenie muszę walczyć o przetrwanie. 

Dojechałam do Borkowa i zaczęłam dzwonić po rozmaitych zapisanych ostatnio telefonach, by ustalić co jedzie i kiedy przyjedzie. Zapowiadało się dobrze, do tego na sąsiedniej działce pracowała ekipa stawiająca ogrodzenie. Dwóch rosłych Panów do dyspozycji, na co wyrazili zgodę. To mnie bardzo podniosło na duchu, bo jak się wkrótce przekonałam, bez pomocy nie dałabym jednak rady. Dostarczony łupek wylądował na palecie kilka metrów od bramy, a Pan dostawczy nawet nie próbował przetransportować go dalej. Inna sprawa, że paleciak z tonowym ładunkiem po żwirze raczej nie pojedzie.



Na szczęście - w moim życiu to niezwykle typowe, opatrzność czuwa ;-) - Panowie od płotu sąsiada przyszli z pomocą i w kilkanaście minut później łupek leżał za bramą. 



A przed bramą została jedynie pusta paleta ;-)




Wkrótce potem przyjechał mostek, a Panowie znowu pomogli ustawić go w miejscu docelowym. 

Mostek stoi, ale wcale nie wygląda dobrze. Nie podobają mi się poręcze, są za wysokie, nieproporcjonalne, do tego są źle nacięte. Walczymy z konstrukcją, ale niestety bez obróbki piłą barierek nie będzie.



W oczekiwaniu na mostek zaczęłam już układać łupek nad brzegiem stawu.


Po osadzeniu mostka w gruncie zdejmuję na razie poręcze. Ich los to sprawa otwarta. Jeszcze nie wiem, co z nimi zrobię. Jedna z opcji to obniżyć je o kilkanaście centymetrów, by proporcje były lepsze. Sam mostek już mi się wpisał w krajobraz, a jeszcze kiedy straci ten zielony kolor impregnatu, będzie tam jak u siebie.





 Pooglądałam zdjęcia małych mostków na świecie i bardzo często te barierki są niziutkie, tak jak w tym modelu


Albo nawet jeszcze niższe


Dzisiaj przytnę podpory barierek, tylko muszę łańcuch do piły naostrzyć najpierw. Same łuki barierek są bardzo ładne i trochę szkoda mi ich nie wykorzystać. Myślę, że w takiej niskiej wersji i po poprawieniu nacięć uzyskam efekt, który mi się spodoba. 

A to mój drugi suchy strumień, czyli odpływ ze stawu. Na szczęście - znowu! - Panowie przytargali taczkę na gumowym kole i cały ten kamień spod bramy przerzucili tuż nad moje wykopy. Mnie zostało jedynie układanie łupka. 


Uznawszy, że siły mam na wyczerpaniu, a jednak trzeba dojechać do domu, zamknęłam bramę i ruszyłam do domu. Po ujechaniu 100 metrów spotkała mnie potężna koparka z łyżkami pełnymi głazów polodowcowych. Kopią w Borkowie kanalizację i co rusz wykopują cudne głazy. Poprosiłam w piątek Panów kopiących o podrzucenie paru takich okazów do mnie. Umówiliśmy się na wtorek, czyli dzisiaj, ale że się nie pojawili do końca dnia, myślałam że zapomnieli. Nie zapomnieli. Oto moje nowe głazy. 




Posiałam jeszcze trawę na łysinach po wykopkowych, a kiedy tylko odjechałam z Borkowa niebo zesłało potop. Jazda samochodem momentami była trudna, ale myśl, jak deszcz umyje kamienie, podleje krzewy, drzewa i nowo posianą trawę, rekompensowała trudności.

Nadal tu u mnie to pobojowisko i dopóki trawa nie porośnie wykopków ładnie nie będzie. No ale coś za coś ;-)

piątek, 24 kwietnia 2015

Mały zawód :-(

Miałam dzisiaj mieć dostarczony mostek. Firma najpierw potwierdziła dostawę na dzisiaj, a po pół godzinie odwołała. W ten sposób we wtorek dopiero, bo w poniedziałek jestem w pracy, zobaczę to dzieło stolarzy z Malborka. Do tego na wtorek umówiona jest też jest dostawa szarogłazu, więc dzień będzie intensywny. Szarogłaz będzie nad stawem i w drugim suchym strumieniu.

Do Borkowa jednak pojechałam, bo i tak jest tam co robić, a poza tym już nastawiłam się na dzień na wsi, a na Młocinach poza podlewaniem wiele pracy nie ma. Do tego w samochodzie czekał wykopany wczoraj na Młocinach berberys, któremu zrobiło się za ciasno na berberysowej. I od posadzenia go na skarpie zaczęłam prace w Borkowie. Zdjęcie zrobiłam dopiero, jak słońce zachodziło, stąd cień ogrodzenia, ale i tak widać, że rośnie.


Kolejna praca zaplanowana na dzisiaj to było przygotowanie drugiego suchego strumienia. Ten jest znacznie większy i będzie służył zbieraniu wody ze stawu, kiedy jego poziom znacznie się podwyższy.

Wyścieliłam cały obszar czarną matą, ułożyłam trochę kamieni, głownie by wiatr maty nie porwał. Jest przypięta szpilami do ziemi, ale porywy wiatru są naprawdę nadal silne. Główne prace 'kompozycyjne' będą jednak we wtorek, jak przywiozą łupek.


Miejsce na mostek widać wyraźnie, a kiedy wały nad strumieniem obrosną trawą będzie nieco ładniej. Na razie trawa, bo nie mam ani sił, ani środków, by obsadzić te wały roślinami w tym roku. Priorytetem jest skarpa nad stawem.


Tawułki podrosły!


Potem jeszcze wyczyściłam staw z nadmiaru roślin - moczarka się pojawiła nie wiem skąd! Usunęłam skrzyp z plaży, zagrabiłam podjazd, a wszystko to w w dzisiejszym pełnym słońcu. W efekcie skóra już mnie piecze a jutro będę czerwona jak Indianka.Tak się opalam ;-) 


wtorek, 21 kwietnia 2015

Suchy strumień

Zgodnie z planem po wykopaniu zagłębień na odpływy wody ze stawu, dzisiaj zaczęłam tworzyć tzw. suche strumienie. Woda w tych 'strumieniach' będzie jedynie okresowo, a kiedy jej nie będzie musi to jakoś wyglądać. Przestudiowałam dziesiątki zdjęć z ogrodów w wielu miejscach na świecie, by zrozumieć jak się to robi, ale też by poszukać modelu najbardziej mi bliskiego.  
W zasadzie zawsze powtarza się kombinacja kamieni różnej wielkości, od otoczaka do głazów, dno strumienia zwykle jest wysypane żwirem. Zwykle też suchy strumień wyłożony jest matą, co i ja zrobiłam. 

Po około 4 godzinach pracy powstał taki oto suchy strumień u mnie. Ma za zadanie zbierać wodę spływającą z terenów położonych wyżej i odprowadzać ją do stawu.



Dopóki nie zarosną skarpy utworzone nad strumieniem, wygląd tego miejsca pozostawia wiele do życzenia, inna też będzie kładka w tym miejscu. To tymczasowe rozwiązanie.


Rośnie u mnie mnogość dąbrówki, a że nie zawsze tam, gdzie chciałabym ją mieć, muszę zabrać się za jej przesadzanie. Mam jej tyle, że dywan dąbrówkowy na skarpie powstanie w jednym miejscu.


Trawa przesadzona w ubiegłym roku z bagien


A tu już moja mozga i inne szuwary


Dzień pracowity, ale nie morderczy, bo jak pracuję sama, robię to moim tempem, z przerwami, nie na siłę. Uporządkowałam też zasoby drewna, które dotąd były na ścieżkach, bo wiele jeszcze fajnych rzeczy z nich powstanie. Nie posiałam jedynie trawy, ale to ze względu na suszę. Nawet u mnie ziemia sypka, a że deszcz spodziewany (?) za tydzień, sianie poczeka.

Jutro czekam na wiadomość, kiedy przyjedzie mostek. Czwartek lub piątek ma być!

czwartek, 16 kwietnia 2015

Demolka

Zgodnie ze znanym powiedzeniem, nie da się usmażyć jajecznicy bez rozbicia jajka, więc i u mnie nowe elementy mojego przyszłego wiejskiego ogrodu wymagały niestety pewnych poświęceń. Niestety, bo chociaż operacja udana, zniszczenia są spore. Nawet minikoparka na moim podmokłym i grząskim gruncie zapada się, a w efekcie teren działki to pobojowisko co widać na każdym zdjęciu.


Do tego dzień zaczął się wyjątkowo paskudnie, nie tylko dlatego, że musiałam wstać o 5.00 rano. Nie przyszedł oczekiwany przelew i jechałam do Borkowa ze świadomością, że nie mam jak zapłacić za dzisiejsze prace i przepiękny kamień. Jakby tego było mało, zaraz po przejeździe do Borkowa zobaczyłam zakopany samochód z moim pięknym kamieniem, potem koparka nie mogła zmieścić się w bramie.... 

Problemy są po to, by je rozwiązywać.  Szczera rozmowa z wykonawcą i przyznanie się do porażki finansowej i niespodzianka. Zero problemu, umawiamy się na telefon, jak będę miała całą należność. Koparka wyciąga zakopany samochód, a moja brama wytrzymuje i minikoparka wjeżdża na działkę.

Zaczynamy! 

Pierwszy odcinek gotowy, a to białe to geowłóknina. Na moim terenie ze skrzypem wyrastającym z głębokości 5 metrów nie istnieje coś takiego, jak odchwaszczenie. On zawsze wyrośnie. Poza tym, to jednak niezły metraż tej ścieżki, bo wyszło mi dzisiaj 100 metrów tej tkaniny. 


Niwelacja urobku


A to właśnie demolka :-(  Koparka wozi żwir na ścieżki i niestety zagłębienia są coraz większe


Powstawanie ścieżki






I kopanie odpływu ze stawu


Ścieżka gotowa




A tu widać mój odpływ ze stawu i miejsce, gdzie będzie sobie stał mostek. Brzydko to teraz wygląda, ale to świeże wykopy, i inaczej być  nie może.


Tworzenie czegoś od podstaw, w dodatku niemal wyłącznie dwoma rękoma to przeogromna satysfakcja, ale też równie wariackie wyzwanie. Cieszy mnie satysfakcja, a o resztę nie dbam.

Kolejny etap zrealizowany !

środa, 15 kwietnia 2015

Jutro wielki dzień!

Jutro robimy ścieżki żwirowe, więc dzisiaj porządki i przygotowanie terenu do prac.


Ostatni dzień drewnianej ścieżki, jutro zastąpi ją żwir, a że próbka jest tak piękna, zastanawiam się, czy będę kłaść drewno na ten żwir. Zdecyduję, jak już będzie żwirowa ścieżka, wtedy zobaczę.


Palenie drewnianych odpadków


A w przerwie oglądam co mi na łące rośnie.




Przycięłam derenie, chociaż żal mi było strasznie, bo niektóre pędy miały ze 2 metry, ale wiem, że to dla ich dobra i urody. Ucięte gałązki powsadzałam oczywiście do ziemi, bo z tego co piszą fachowcy ukorzeniają się bardzo łatwo. Zobaczymy.


A Tawułki się złocą i przez te 7 dni chyba sporo urosły ;-) , ale na pewno mają więcej listków.

Jutro zaczynam dzień o 6 rano. Trzeba być wcześnie w Borkowie.