Piękny tego roku październik zamiast cieszyć, wpędza mnie w jakieś dziwne rozterki, wątpliwości, rozważania o sensie zajmowania się ogrodem.
Praca katorżnicza, efektów niemal brak, zamiast ogrodu jakaś smętna łąka z marnymi roślinami tu i ówdzie, brak czasu by żyć, kolosalne koszty, no i po co to wszystko?
Może mi przejdzie, ale chwilowo całkiem poważnie zastanawiam się nad zmianą modelu życia na kolejne, ostatnie już lata. Czas dla mnie, znowu podróże, może nawet zmiana miejsca życia. Bo czy ja mam ochotę mieszkać w kraju o niemal białoruskim modelu demokracji? Demokracji?
A robota ogrodowa nie do przerobienia. Kolejny dzień porządków, końca nie widać, a tu deszczowy listopad za progiem. Już wiem, że wielu rzeczy nie zdołam zrobić, bo dzień za krótki, bo dojazd do Borkowa to drogowy koszmar, nie ma jednego prostego odcinka drogi, zakręty ronda, objazdy, wąsko, kręto, tiry ścinają łuki, kto próbował jechać odcinkiem Zakręt - Kołbiel, to wie, o czym piszę.
Kilka obrazków z wczoraj, ale wcale mnie nie cieszą.
To nie jest kokieteria czy tzw. fishing for compliements.
Potrzebuję nowej motywacji.
Jak ktoś widzi jakiś powód, by nadal to ciągnąc, to ja poproszę.