środa, 19 października 2016

Kopciuszek na kamieniach ;-)


Ten bajkowy wybierał soczewicę z popiołu, ja dzisiaj jak ten Kopciuszek wybierałam chwasty i trawę z kamieni ;-)

Zaplanowałam sobie piękną, wijącą się wśród traw kamienistą ścieżkę. Pod kamienie położyłam specjalną matę, taką jak kładą drogowcy i miałam nadzieję, że nic mi na ścieżce nie wyrośnie. Nic bardziej błędnego. Podobnie jak w suchych strumieniach, które zarosły całkowicie, ścieżki prawie nie widać.



Przez krótki, bardzo krótki moment rozważałam użycie Round-up'u, ale jednak zwyciężyła moja awersja do chemii i nie pozostawało nic innego, jak złapać za grabki i trawsko usunąć po prostu ręcznie.

Po 4 godzinach szarpania kęp trawy i innych cudów natury moja ścieżka od mostka ku strumieniowi wygląda tak





Jak widać całości nie dałam rady, ale są odcinki całkiem czyste, brzegi ścieżki wyczyszczone na całej długości, a że wegetacja teraz zamiera, to jest szansa że do zimy będzie czysto.  A potem to już tylko regularne i systematyczne wyrywanie, tak jak to robię na odcinku od bramy. Tu czyściutko ;-)


  
Jak zmrok zaczął zapadać a deszczyk kropić pooglądałam sobie moje roślinki. 

Róże błotne


Pęcherznica, derenie i tawułki 


Irgi rozrosły się niesamowicie




Derenie nadal kolorowe



Tawułki



Berberys w berberysie ;-) Jak wszędzie trawa mnie przerasta ;-) Jak często żartuję - Borków to moja dżungla amazońska - nie nadążam z wyrywaniem strzyżeniem, cięciem...
 

Kładka nad strumieniem i wszędobylska olcha. Olcha, czyli olsza czarna to u mnie niemal chwast, ale zostawiam ją w wielu miejscach, bo to drzewo naturalnie tutaj rosnące i wcale nie mam nic przeciwko temu, by mój Borków stał się olchowym zagajnikiem. 


Może i jestem trochę Kopciuszek, ale za to z własnego wyboru :-)

Żadna zła macocha, ani nikt inny nie ma nade mną żadnej władzy, a ja wolna jak emerytka robię to na co mam ochotę. A że czasem godzinami wyrywam chwasty - to już mój wolny wybór, czego wszystkim życzę :-)

Nie wyrywania chwastów, tylko wolnego wyboru, wolności.
 
 

piątek, 14 października 2016

Staw czyściutki!

Czyściutki bo go dzisiaj oczyściłam. Nie z glonów, bo tych niemal nie ma - zmora roku ubiegłego, jak na razie nie powraca - ale z suchych liści pałek i ich nadmiaru. Im mniej gnijących roślin w stawie na zimę, tym większa szansa, że glony nie powrócą.

Staw już po czyszczeniu



A tak było rano



Nie wiem, czy różnicę widać wyraźnie, ale tyle zeschłej zieleniny zebrałam ze stawu


Woda wprawdzie raczej lodowata, ale wodery nadal sprawdzają się świetnie. Tu już suszę je po pracach wodnych.


Potem czyściłam ścieżkę kamienistą z trawy i chwastów. Odcinek brama - mostek czysty jak łza. Podczas kolejnych wizyt będę czyścić ten drugi, w znacznie gorszym stanie - odcinek od mostku do furtki nad strumień.



 Suche strumienie też czyste



Brzózki jeszcze zielone


Busz na skarpie


I jak zwykle widoczki pożegnalne




poniedziałek, 10 października 2016

Październik rok temu

Już prawie dwa tygodnie nie byłam w Borkowie, obecna zimnica zatrzymuje mnie w domu, a sama myśl, by znaleźć się nad stawem w taka pogodę jest całkowicie nie do przyjęcia. Poczekam aż się nieco ociepli, a na razie - skoro odzyskałam wszystkie zdjęcia po uszkodzeniu dysku komputera  - powspominam październik sprzed roku.

A było ciepło i słonecznie



Brzózki były zielone



Wprawdzie moje suche strumienie wyglądały okropnie


ale nic jeszcze nie zapowiadało takiej słotnej, zimnej jesieni.

Za to życie dnia codziennego sprawiło niespodziankę i po samochodowej kolizji jeszcze w październiku 2015, mogłam wrócić do Borkowa dopiero w styczniu 2016 roku.

Obserwuje pogodę i czekam, bo wprawdzie nic pilnego do zrobienia w Borkowie nie ma - z trawą zdążyłam niesamowicie na czas - ale staw pewnie trzeba przed zimą solidnie oczyścić, no i pobyć sobie w tym moim Borkowie...