Nie zamierzam ukrywać, że koszenie 1,5 metrowej trawy typu trzcina przeplecionej pokrzywą, arcydzięglem, dzikim chrzanem to moje ulubione zajęcie. Do tego koszenie to pół biedy, zebranie tego i wyniesienie na kompostową hałdę, to jest dopiero zabawa.
Tak się cieszyłam rok temu, kiedy pojawiła się młoda para ludzi ze wsi gotowa wykonywać rozmaite prace ogrodowe u mnie.
Od razu prace w Borkowie ruszyły z kopyta, bo co trzy pary rąk, to nie jedna ;-)
Niestety, coś się popsuło, rolnik został sam i raczej spędza czas inaczej. A ja znowu muszę robić wszystko sama, bo znalezienie pracownika do tego typu pracy, w dodatku na odległej wsi jest mało realne.
No to koszę. Powolutku, kawałek po kawałku od razu porządkując wszystko. Najpierw wycinam trawy i niechciane rośliny omijając te które mają zostać - moje i te od natury. Potem ręcznie docinam bliskie okolice tychże, a po zgrabieniu i usunięciu pokosu powtarzam koszenie, tak by wyrównać koszenie.
Po trzech dniach z kosą i grabiami mam zrobione 3/4 działki i to tej, gdzie roślin najwięcej, a zatem chyba z górki. W ubiegłym roku nadal kosiłam w sierpniu ;-)
A Borków bez trawy, to nieco inny Borków
Zanim zaczęłam kosić i sprzątać, sprzątać i kosić, zrobiłam parę zdjęć moim kwitnącym. Ostatnio, w środę 13 czerwca po 8 godzinach pracy nie dałam rady zrobić zdjęć. No i dobrze, bo był jeden chaber górski, a dzisiaj są dwa!
Gailardia chyba polubiła to miejsce, inaczej niż Perovskia - ta już padła. Basiu miałaś rację ;-)
Rodgersja pierzasta kwitnie
Piękny chwast. Magdaleno, na pewno wiesz co to ;-)
Staw to raczej błotna kałuża. Lilie wodne - wodne? - nadal rosną wspaniale jakimś cudem
Kolorowo jak to u mnie - od liści.
Kiedy kosząc, grabiąc patrzę na te moje łąki cieszy mnie właśnie ten ich kolorowy urok natury, żaby w kilku kolorach uciekające spod grabi, jaszczurki, naturalny hałas przyrody, szczególnie kukułki - ta jest nie do wytrzymania ;-)
Czas wracać do pracy za biurkiem. Na szczęście!