Dzisiejsza poranna podróż do Borkowa była nieco nietypowa. Na wicher byłam przygotowana, ale na saharyjskie burze piaskowe zupełnie nie. Były momenty, kiedy naprawdę jechałam w ciemno, wierząc, że skoro nie widzę świateł, nic przede mną nie jedzie.
No a jaki w takiej sytuacji kierowca ma wybór?
Zatrzymanie się jest oczywiście wykluczone, jedynie ograniczenie prędkości, pilnowanie pasa ruchu i wiara we własny wzrok. Takich tumanów było kilka. Na szczęście ruch w ogóle był raczej niewielki, jakoś udało mi się dojechać. Ten piasek tłukący o szyby i karoserię, to był głównie piach z budowy drogi, a wyjątkowo silny dzisiejszy wiatr i trwająca susza spowodowały utworzenie wielometrowych ścian kurzu.
Potem, już w Borkowie z obawą patrzyłam na drzewa, wicher szalał, przyginał brzozy niemal do ziemi, huczał przeraźliwie, a ja bardzo nie lubię wiatru.
Jakoś i ja, i drzewa przetrwaliśmy. A ile roboty zrobione ;-)
Naprawiony płot, na nowo umocowany indor, oczyszczone i podlane rabaty, końcowy suchy strumień odbudowany po rujnacjach kretów, zebrane glony ze stawu, ścieżki kamieniste oczyszczone z chwastów. 7 godzin pracy, albo jak wolą niektórzy ;-) harówki.
No łatwo nie jest, robota nigdy się nie kończy, ale ogród to nic innego, jak bezustanna praca. Oczywiście ogród w warunkach ogrodowych, to jest bajka w porównaniu do ogrodu w warunkach łąkowych, na nierekultywowanym terenie, bez zaorania, za to z zachowaniem całej urody natury.
No to mam co chciałam i chociaż czasem nachodzi mnie zwątpienie we własne siły, myślę sobie, że przecież nie mam nic do stracenia. Najwyżej po latach cudnego kontaktu z naturą, wszystko zginie zarośnięte trawą.
Bo po mnie nikt się tym nie zajmie.
Zatem korzystam póki mogę i cieszę się każdą chwilą :-)
Tak wygląda suchy strumień po remoncie
Bez zmiany. Nazywam go 'końcowy', bo jest ich trzy - pierwszy, który zbiera wodę z pól i odprowadza do stawu, drugi za stawem odprowadzający wodę ze stawu do tego za mostkiem, czyli końcowego. Brakuje mi tutaj odpływu do rzeczki, ale dalej ziemia nie moja. Mam chytry plan dokupić pas ziemi i zrobić czwarty strumień, aż do rzeczki.
Tak to wygląda na zdjęciu z map satelitarnych Google. To czarne to staw. Wielka biała połać na górze to żwirowy podjazd. Bramę też widać. Biała oś przez działkę to moja żwirowa ścieżka. Te 3 wąskie pasemka do stawu i od stawu, to właśnie moje suche strumienie. Reszta chyba czytelna ;-) Jestem pod wrażeniem jak często te mapy są uaktualniane, bo widać stan absolutnie aktualny.
Na rabatach wszystko rośnie pomimo suszy i nocnego zimna. Powoli. Jeszcze parę tygodni i może być ciekawie ;-)
Basiu, to Twój pierwiosnek! A wyżej chyba rudbekia. Piszę chyba, bo ma takie bordowe liście, jakich nie znam u nich.
Pięknie się rozrasta.
Moje brateczki ;-)
Orliki cudnie się przyjęły
A tu mój szydlasty powoli odżywa. Bardzo marnie wyglądał w marcu. Już myślałam, że nic z niego nie będzie. Cięłam sporo suchych badyli, teraz wygląda, że się odradza
Chabry górskie go poprzerastały, ale to mi się akurat podoba. Ekspansywność tych mechatych stworów jest rzeczywiście kolosalna!
Kolory na skarpie :-)
Klon srebrzysty ma śliczne listki
Jeszcze chwila i wierzby zasłonią widok na domek. Zacienią też staw, może rogatek się zniechęci i przestanie rosnąć.
Powrót bz sensacji. Wiatr zdechł, kurz osiadł, mogę w moim stołecznym azylu wspominać borkowe chwile. Gdyby nie te lodowate noce zostawałabym już chętnie na parę dni. Ale to już przecież wkrótce!