W październikowym słońcu, wśród tysięcy odcieni żółci, czerwieni, bordo, szarości.... czułam się tak, jakby mi ktoś podarowal coś absolutnie bezcennego. Nie mogłam przestać usmiechać się ze szczęścia patrząc na to wszystko :-)
Nie pamiętam tak cudnie kolorowego października.
Oczywiście spędziłam czas nie tylko na podziwianiu natury. Odchwaściłam ścieżki, podjazd, zaczęłam wycinać trawy nad stawem. Przed zimą chcę oczyścić staw, jak tylko się da, by ograniczyć gnicie roślin i w efekcie nowe problemy z glonami.
A teraz te widoczki ;-)
Płoty, płoty ...
Orszelina olcholistna nie zawiodła kolorami
Dzikość na skarpie
Moim brzózkom daleko do tych za płotem, ale mają dobry przykład ;-)
Złotlin ma nowy kwiat!
Zamowiłam też u moich pomocników ze wsi wyrąbanie darni pod nową rabatę. Sadzenie tutaj to najpierw ciężka harówka z darnią i uzdatnieniem gruntu pod nasadzenia.
To ponad moje siły przy większej powierzchni.
Jak się uda, jeszcze w listopadzie będzie sporo nowych roślin. To nowy pomysł, jak wreszcie ruszyć z nasadzeniami w Borkowie.