poniedziałek, 21 grudnia 2015

Było, jest, ale co będzie?

Miałam wielka nadzieję, że przed świętami pojadę do Borkowa, przywiozę choinowe gałęzie, napasę oczy widokiem mojej wsi, ale nic z tego nie będzie. Wprawdzie samochód wrócił jak nowy, tyle że nadal niejako nie jest mój, bo gigantyczna faktura za remont jak dotąd niezapłacona. Ubezpieczyciel  kolejny raz znajduje powód, by analizować szkodę i dopóki nie zapadnie ostateczna decyzja o likwidacji szkody nie wiem co mnie czeka.

To już 51 dni koszmaru niepewności. Wprawdzie AZNN Ford stanął jak zawsze na wysokości zadania, samochód jak nowy wrócił do mnie, ale ktoś, kiedyś będzie musiał za to zapłacić. Nie metaforycznie tylko konkretnie, w złotówkach. Tylko kto to będzie? Ja czy Pan Ubezpieczyciel?

Dopóki zatem tego nie wiem, właściwie ograniczam używanie samochodu do minimum. Bo on niejako mój tylko w połowie. Wyjazd w gorączce przedświątecznej do Borkowa uznaję zatem za niemądry, więc go nie będzie.

Przyszłość Borkowa pozostaje więc niepewna. Dzisiaj więc tylko dwa zdjęcia. Jedno z lutego 2014 roku, kiedy ziemia nie była nawet jeszcze moja i byłam tam po raz pierwszy. Drugie zdjęcie z października 2015, kiedy byłam to po raz ostatni.


Nic tu jeszcze nie ma. Szczere pole, moje wielkie plany i nieprawdopodobny entuzjazm by stworzyć tu mój wiejski naturalistyczny ogród.

Co z tego udało się zrealizować widać w kolejnych wpisach o moich zmaganiach z natura i nie tylko. A na kolejnym zdjęciu, ostatnim jakie zrobiłam zanim zdarzyła się katastrofa ;-) widać fragment rezultatów moich zmagań. 


Nie wszystko się udało, nie wszystkiemu dałam radę, natura pokazała mi gdzie moje miejsce, ale jeśli tylko los nie zdecyduje inaczej, będę nadal działać wbrew wszystkiemu. Jedno jest pewne - bez samochodu nie ma też Borkowa.

Pewne jest też, że tak smutnych świąt nie miałam chyba nigdy dotąd. Do już opisanych spraw smutnych dołączają się kolejne, jeszcze bardziej ponure, a ja walczę sama ze sobą, by moja optymistyczna z natury natura dała radę.

Pewnie da, tylko chwilowo nieco trudniej.

Wesołych Świąt, CO BY NIE MIAŁO BYĆ !
  

wtorek, 6 października 2015

Bardzo jesienny Borków

W Borkowie jesień widać inaczej, bardziej. Może to też kwestia braku słońca, ale dzisiaj nieco smutno...

Jak zwykle powalczyłam z naturą, głównie trawą zarastającą wszystko. Teraz to już tylko prace porządkowe i przygotowanie do zamknięcia sezonu.

Okolica pusta i jesienna.


Nad stawem suche trawy, chyba je wytnę przed zimą.


Suche strumienie zarastają coraz bardziej pomimo maty pod kamieniami. Natura tutaj daje radę wszystkiemu.




Tu też trawa rośnie na macie. Aby ochronić berberys po przesadzeniu z Młocin, położyłam wokół matę i wysypałam kamieniami. Jak widać trawa i tak rośnie.


Róża błotna ładnie wyrosła.


Ścieżka już prawie wyczyszczona, jeszcze tylko dalej kawałek w trawie. Tak jak już pisałam, wilgotna mata pod kamieniami bardzo podoba się wysianym przez wiatr trawom. Rosną tu doskonale.


Zaczęło kropić, dzień szary, pustka wokół, jakoś dzisiaj nie miałam nastroju na to moje wiejskie wygnanie ;-)  W perspektywie nieciekawa pogoda, ale będę próbowała być tu znowu za tydzień. Muszę nadrobić wrześniową nieobecność, no i trawę jeszcze muszę skosić przed zimą.


czwartek, 1 października 2015

Październikowy Borków

Wreszcie! Wreszcie byłam w Borkowie :-)

Co za radość, szczególnie że wbrew obawom stan  działki wcale nie był taki tragiczny, pomimo miesiąca nieobecności. Trochę zarosła moja kamienista ścieżka, ale tu mata pod kamieniami niestety służy jak lignina przy wielkanocnych wysiewach rzeżuchy - wilgoć + plus ziarna traw i jest nowa trawa wśród kamieni. Na szczęście nie ma tego dużo toteż po paru godzinach moja kamienista arteria wygląda tak, jak zawsze.


 Staw przybrał i po lekkim oczyszczeniu jest bez zarzutu





Na skarpie zieleń dereni i nie tylko ;-)
 



Situ piękna kępa dla Ewy ;-)


Brzózki rosną


Miejsce do relaksu bez zmian


Suchy strumień nieco zarósł, ale podoba mi się w tej wersji


I jeszcze widoczek na działkę sąsiada



poniedziałek, 28 września 2015

Aż mi wstyd :-(

Od mojej ostatniej wizyty w Borkowie wkrótce minie miesiąc! Bardzo mnie to stresuje, bo wiem, że to ewidentne zaniedbanie z mojej strony, a jednocześnie nie mam jak, ani kiedy tam pojechać.

Dla zaglądających - a wizyt w ostatnich 3 tygodniach było kilkaset - zapowiadam, że w czwartek, 1 października nieodwołalnie jadę do Borkowa. Aż mi skóra cierpnie na samą myśl, co ja tam zastanę. 

Co bym nie zastała, wezmę się do pracy i doprowadzę wszystko do porządku. Może nie od razu, ale przy tych niskich temperaturach, myślę, że będzie dużo łatwiej.

A dzisiaj podziwiałam takie zdjęcie ze Szwajcarii



To zdjęcie mojego syna, który akurat teraz wędruje po Alpach. Zwróciło moją uwagę, jak wyglądają trawy. Miejscami to prawie jak moja łąka późną jesienią ;-)

A zatem w czwartek wieczorem relacja z Borkowa. Zapraszam :-)
 
 

środa, 2 września 2015

Landscaping ;-)

Od kiedy pewnie władam kosą spalinową, a z nieba nie leje się żar, tylko pogoda jest taka jak dzisiaj, wreszcie mogę kształtować ten mój zielony teren tnąc tylko to, czego nie chcę nie mieć, ale zostawiać wszystko co sobie naturalnie wyrosło, a piękne jest i szkoda by było to niszczyć. Pracowałam 7 godzin niemal bez przerwy, jeszcze daleko do celu, ale parę miejsc naprawdę mi się podoba.

Skarpie jeszcze daleko do pełnej urody, ale już nie jest to łysy piaszczysty pagór.





Tawułki z lokalnymi trawami.


Pęcherznica w towarzystwie rdestu wężownika i lokalnych traw.



Kanny i krwawnice. Te ostatnie oczywiście same wyrosły.


Berberys i trawy, lokalne oczywiście ;-)


Forsycja


I jeszcze rokitnik i pęcherznica. Obie rośliny z sadzonek z Młocin, tylko tu jeszcze otoczenie marniutkie 


Staw ledwie zipie, tylko pałki nic sobie z suszy nie robią.




A na koniec już sama natura.



Te nawłocie to już na nieużytkach. Wiem, że to ekspansywny chwast, ale ich uroda mnie zawsze zachwyca.



Prawie wieczór mnie zastał w Borkowie, ale przy temperaturze 19 stopni pracowało mi się tak wspaniale, że aż żal było przestawać. A tyle jeszcze do zrobienia!

Jutro same przyjemności. Zieleń to życie, podziwianie i  zakupy roślin.



środa, 19 sierpnia 2015

Borkowe porządki

Jako że pogoda wróciła do jakiej takiej normy dzisiaj pracowity dzień w Borkowie. Może nie było zimno ;-), ale na pewno to nie to co było. Dało się pracować, a porywisty wiatr przynosił ochłodę.

A w pracach ciąg dalszy sagi trawiastej. Już niedługo każdy zakątek będzie skoszony, a trawa usunięta. Dzisiaj uporządkowałam cały pas po lewej stronie od wejścia, oczyściłam ziemię wokół jarzębinek, wycięłam trawy wokół głazów. 


Przy głazach jest drzewko jarzębiny wykopane w okolicy. Przyjęło się i rośnie.


Potem usunęłam trawę z frontowej części i wreszcie odsłoniłam i wyczyściłam suchy strumień przy płocie. Ostatnio nie było go kompletnie widać, do tego cały zarósł. Dzisiaj jest jak nowy!



Kolejny etap prac to czyszczenie skarpy. Co się dało zostało wycięte kosą, reszta to robota ręczna, wyrywanie albo ręczne nożyce. To jest widok z boku. Rośnie tu złoty berberys przywieziony z Młocin, forsycja sierota gratisek, która teraz ma niemal metr, irysy z Młocin oraz kępy traw, situ i rdestu, które tu po prostu były, a które bardzo mi się spodobały.


Wspaniale rozrośnięte tawułki.


Derenie


Staw niestety wysycha, ale trudno się dziwić. Może w następnym tygodniu wreszcie będzie deszcz.


Za tydzień albo dwa, zależnie od pogody i innych spraw uporządkuję do końca skarpę i przygotuję ją do jesiennych nasadzeń. Został mi jeszcze kawałek do skoszenia, trochę trawy do zebrania, ale koniec rozterek. Koszę, mam kontrolę nad posiadłością :-)







piątek, 7 sierpnia 2015

Sąsiedzkie spotkania

Ze względu na warunki pogodowe zdecydowałam, że żadnej pracy na weekend nie planuję. Żar z nieba i palące skórę powietrze pozwalały jedynie na relaksowe spotkania i wizyty sąsiedzkie.

Jedynie stół zmajstrowałam zaraz po przyjeździe, by było gdzie to zimne piwo stawiać ;-)

A oto i stół ;-)




Stół jest tak jak i ławki zdecydowanie toporny, pasuje do otoczenia i co ważne spełnia swoje zadanie. Wczoraj służył doskonale przy wieczornym biesiadowaniu, a koszt zero, bo to z desek, które zostały mi po stawianiu płotu.

A jako niespodzianka czwartkowa taki oto nenufar się pojawił. To lilia wodna Nymphaea 'Attraction'.


Sąsiad podziwia roślinę ;-)


 W ogóle ten kawałek stawu wyjątkowo mi się podoba.



I tak minął czwartek. A w piątek były wizyty sąsiedzkie, z czego najbardziej zachwyciła mnie ta część. Obórka jak z innej epoki, do tego z gniazdami jaskółek pod powałą.





A kiedy w połowie dnia temperatura powietrza nie pozwalała się ruszać, uciekłam do domu.