piątek, 23 grudnia 2016

Grudniowo z Borkowa.


Grudniowo, ale nie świątecznie.

Teraz już spokój natury jest mi bliższy, niż kalendarzowo narzucone świętowanie. Oby każdy z nas był wolny na tyle, by spędzić ten czas wolny od pracy tak, jak mu w duszy gra. Niekoniecznie z karpiem, choinką i prezentami. 

   
Z radością, wolnością, przyjemnością.

środa, 7 grudnia 2016

Biały zachwyt


Byłam w Borkowie!

Chociaż ukochany Focus nie jest samochodem na zaśnieżone polne drogi w dodatku rozryte przez dziki, dojechaliśmy i wróciliśmy, ja i Pan Focus. 

Wprawdzie nie dojechałam do mojej działki, tylko zostawiłam samochód pod bramą sąsiada, a dalej - po zmianie butów z miejskich na traperskie ;-) - poszłam na piechotę. To tylko kilkaset metrów, ale śnieg przykrył zasadzki przygotowane przez dziki i parę razy z trudem wyciągałam nogi z głębokich wyrw w ziemi. A przez moment zaraz po przyjeździe nawet pomyślałam, żeby spróbować dojechać pod moją bramę - no to w tej głuszy bym raczej została z focusem na dłużej.

 Wszystkie te trudności wynagrodziły mi bajkowe widoki mojej ośnieżonej głuszy







Zabrakło jedynie zapowiadanego słońca, stąd widoki w tonacji szaro-szarej, ale wcale mi to nie przeszkadza. Nawet ma to swój specjalny nastrój, odpowiadający charakterowi tego miejsca.

A u mnie? 

Strumień wartko płynie



Po bobrzej tamie ani śladu

  
Śladów na śniegu rozmaitych mnóstwo




 Tu pod śniegiem mnóstwo pułapek zastawionych przez dziki ;-)


Staw zamarzł, ale ma dekoracje na święta ;-)





Drzewka i krzewy też w dekoracjach






  
Wszystko pod sniegiem






Jak zawsze żal wyjeżdżać, nacięłam sosnowych gałązek do domu, niemal zakopałam się przy wyjeździe przy nawracaniu, ale czarniutki się spisal i szczęśliwie wróciliśmy do domu.

Na wiosnę czekają mnie prace drogowe ;-)
 
 

wtorek, 22 listopada 2016

Nie jadę do Borkowa :-(


Drogi dojazdu brak, niestety.

Dziki rozryły groblę co widzę jedynie na - znowu ten sąsiad ;-) - zdjęciach od Pana Marka, ale widok jest taki, że moim focusem to ja nawet nie mam co marzyć, by to przebrnąć.


W sumie nie ma tam nic do zrobienia poza po prostu 'pobyciem' dla własnej przyjemności, a samochodu narażać nie będę. Jakbym się zakopała na tym pustkowiu, to o pomoc ciężko, a sąsiad pracuje i bywa tylko w weekendy, kiedy akurat to ja pracuję.

No żal, bo jutro ma być nadal ładnie, tyle że jeśli tak, jak dzisiaj, to o cieple trudno mówić. Na Młocinach zmarzłam na kość. 

 


piątek, 11 listopada 2016

Wieści z Borkowa


Nie pojechałam do Borkowa, ale Borków przyjechał do mnie w postaci zdjęć. 

Niezawodny jak zawsze sąsiad Marek - o czym wiele razy pisałam - poszedł, sprawdził, zrobił zdjęcia. No to wiem, jak Borków wygląda, ale od razu najchętniej bym wskoczyła w samochód, by to zobaczyć na własne oczy, bo pięknie jest. No ale nie tylko.

Ale po kolei. Woda wysoko, co zrozumiale, leje, pada, sypie, musi być mokro.


Suche strumienie znowu mokre, ale przecież po to są.


Kamienista ścieżka też chwilowo robi za strumień, ale to bardzo dobrze, bo to kolejny kanał odpływowy, podczas gdy pozostały teren działki nie jest zalewany. 

Moja inżynieria wodna ;-) działa!


Trafiona okazała się też koncepcja pozostawienia pasa ziemi za płotem nad strugą. Bobry omijają moja działkę. Niestety, sąsiad który ma malownicze zejście do strugi, otwarte i dostępne dla bobrów, teraz ma wycięte niemal wszystkie hodowane od lat drzewa. Straszne straty, żal mi razem z nim, do tego teraz musi postawić jakąś okropną siatkę, by odgrodzić się od tych słodkich niszczycieli.

Okazuje się, ze i dziki mnie kochają. Rozryły wszystko w okolicy, ale dojazd do mnie nadal nietknięty. Jak mówi Marek, chyba mam z nimi specjalną umowę ;-)

A ja po prostu mam belkę wkopana w ziemię, tak poprzecznie, by ograniczyć ich rycie. No i żwir wzdłuż ogrodzenia. Rycie w żwirze? Nawet dziki podziękowały :-)

Tak czy inaczej, zobaczymy jak długo to wszystko podziała. Natura tutaj jest tak dzika, że pewnie jeszcze zapłaczę nie raz. Póki co potęga traw niweczy wszelkie moje plany na ogrodowe założenia.

Ale nie narzekam, bo kocham dzikość tego miejsca, a ogród to mam Pod gruszą ;-)
 
 

środa, 19 października 2016

Kopciuszek na kamieniach ;-)


Ten bajkowy wybierał soczewicę z popiołu, ja dzisiaj jak ten Kopciuszek wybierałam chwasty i trawę z kamieni ;-)

Zaplanowałam sobie piękną, wijącą się wśród traw kamienistą ścieżkę. Pod kamienie położyłam specjalną matę, taką jak kładą drogowcy i miałam nadzieję, że nic mi na ścieżce nie wyrośnie. Nic bardziej błędnego. Podobnie jak w suchych strumieniach, które zarosły całkowicie, ścieżki prawie nie widać.



Przez krótki, bardzo krótki moment rozważałam użycie Round-up'u, ale jednak zwyciężyła moja awersja do chemii i nie pozostawało nic innego, jak złapać za grabki i trawsko usunąć po prostu ręcznie.

Po 4 godzinach szarpania kęp trawy i innych cudów natury moja ścieżka od mostka ku strumieniowi wygląda tak





Jak widać całości nie dałam rady, ale są odcinki całkiem czyste, brzegi ścieżki wyczyszczone na całej długości, a że wegetacja teraz zamiera, to jest szansa że do zimy będzie czysto.  A potem to już tylko regularne i systematyczne wyrywanie, tak jak to robię na odcinku od bramy. Tu czyściutko ;-)


  
Jak zmrok zaczął zapadać a deszczyk kropić pooglądałam sobie moje roślinki. 

Róże błotne


Pęcherznica, derenie i tawułki 


Irgi rozrosły się niesamowicie




Derenie nadal kolorowe



Tawułki



Berberys w berberysie ;-) Jak wszędzie trawa mnie przerasta ;-) Jak często żartuję - Borków to moja dżungla amazońska - nie nadążam z wyrywaniem strzyżeniem, cięciem...
 

Kładka nad strumieniem i wszędobylska olcha. Olcha, czyli olsza czarna to u mnie niemal chwast, ale zostawiam ją w wielu miejscach, bo to drzewo naturalnie tutaj rosnące i wcale nie mam nic przeciwko temu, by mój Borków stał się olchowym zagajnikiem. 


Może i jestem trochę Kopciuszek, ale za to z własnego wyboru :-)

Żadna zła macocha, ani nikt inny nie ma nade mną żadnej władzy, a ja wolna jak emerytka robię to na co mam ochotę. A że czasem godzinami wyrywam chwasty - to już mój wolny wybór, czego wszystkim życzę :-)

Nie wyrywania chwastów, tylko wolnego wyboru, wolności.
 
 

piątek, 14 października 2016

Staw czyściutki!

Czyściutki bo go dzisiaj oczyściłam. Nie z glonów, bo tych niemal nie ma - zmora roku ubiegłego, jak na razie nie powraca - ale z suchych liści pałek i ich nadmiaru. Im mniej gnijących roślin w stawie na zimę, tym większa szansa, że glony nie powrócą.

Staw już po czyszczeniu



A tak było rano



Nie wiem, czy różnicę widać wyraźnie, ale tyle zeschłej zieleniny zebrałam ze stawu


Woda wprawdzie raczej lodowata, ale wodery nadal sprawdzają się świetnie. Tu już suszę je po pracach wodnych.


Potem czyściłam ścieżkę kamienistą z trawy i chwastów. Odcinek brama - mostek czysty jak łza. Podczas kolejnych wizyt będę czyścić ten drugi, w znacznie gorszym stanie - odcinek od mostku do furtki nad strumień.



 Suche strumienie też czyste



Brzózki jeszcze zielone


Busz na skarpie


I jak zwykle widoczki pożegnalne