Brzozy to chyba jednak moje ulubione drzewa. Te pospolite, brodawkowate. Posadziłam 5 drzewek 3 lata temu, ale niestety moja mała sprawność w operowaniu kosą spowodowała, że są tylko 4. Do tego stale były zarośnięte przez te moje trawiaste chaszcze. Ale rosły. Ten pobyt w Borkowie to był ich czas. Wykosiłam trawę - ale tylko w pobliżu - resztę zostawiłam do wyrwania i nożyc ręcznych.
I wtedy ukazał mi się cudny widok! Moje brzozy mają już białe pnie! I są to drzewka blisko 2 metrowe.
Warto było wykonać tę ciężką robotę by to zobaczyć
Ja wiem, nic wielkiego, ale to moje drzewa, ja je posadziłam i to po prostu jest takie miłe.
A w stawie zakwitło coś białego. Nie wiem co mi wyrosło, ale jest ładne ;-)
A do białego kompletu mam białe floksy
Nie sadziłam. To ta zeszłoroczna 'inwazja' roślin z działki. Dzięki hojności ofiarodawczyni mam nie tylko irysy syberyjskie, ale też paproć i floksy. W tym tygodniu idę poprosić o kolejne wykopki, a że bogactwo roślin ma ta Pani niesamowite, to pewnie znowu będą niespodzianki :-)
I widoczki na całość po skoszeniu całości ;-)
Od czwartku rano do soboty po południu. Koszenie, grabienie, przycinanie. A i tak mnóstwo zostało do zrobienia. Nie ma takiej opcji, że tu, w Borkowie nie będzie nic do zrobienia ;-)
Poza chwilowymi momentami zwątpienia wracam i znowu odkrywam czym jest ciężka praca w roślinnym świecie. Bez sentymentalizmu, proste stwierdzenie 'oczywistości'.