Przetrwałam, do tego nawet sporo udało mi się zrobić. Powolutku, z przerwami na piwo i odpoczynek na ganku, albo na moim własnoręcznie wykonanym leżaczku, dni mijały jak w innym świecie. Bażanty spacerowały, burza szalała, deszcz udawał że pada, kosiarki włącznie z moją wyły wokół...
No taka jest wieś ;-)
No taka jest wieś ;-)
Odpoczynek był tu ;-)
A w ramach gankowych odpoczynków - bo bezczynność mnie męczy niestety - powstały kolejne elementy dekoracji. Wiedźmowy pająk to pozostałość po szczepionej wierzbie z Młocin. Konary cudne, teraz chyba trochę straszą ;-)))
Po skoszeniu części łąk łaziłam z aparatem, bo lubię sobie potem powspominać takie dni.
Niezmiennie zachwycam się moją wiejską rabatką z szarogłazem. Może nie powinnam, ale skoro mi się po prostu podoba, to chyba mogę ;-)
Orszelina olcholistna ma pierwszy kwiat.
Krwawnik 'Summer pastels' zaczyna kwitnienie
A obok wyrosło takie cudo. To znaczy nie skosiłam;-) Kiedy wykaszałam kosą ten kawałek, zwróciłam uwagę na liście bardzo przywrotnikowate i zostawiłam małą łączkę. Teraz rozkwita, a liście ma coraz większe. Oczywiście jeszcze nie wiem co to, ale Basia na pewno mi napisze co mam ;-)
Tak właśnie kolekcjonuję te lokalne cuda. No może bez rdestu ;-))))
A przy bramie widać nowe kolory. Biała jak śnieg odętka i pierwszy kwiat dzielżana. Obie rośliny to z ogródeczka w paczce od Basi ;-)
Są jeszcze cudne lilie wodne. Stare i nowe, chociaż nie wiem, jak one w tej kałuży zamiast stawu dają radę. Połowy stawu nie ma, a rzeczka wyschła niemal całkowicie. Nie wiem też, jak radzą sobie bobry.
Dzisiaj, kiedy temperatura sięgnęła 36 stopni! zapakowałam się do samochodu i do domu.
Domek wiejski zamknięty, a ja dojechałam do domu miejskiego ;-) tuż przed dziką burzą w stolicy. Był też prawdziwy deszcz. Jak zwykle bez umiaru i pozalewało ulice, połamało drzewa. Młociny też, ale jeszcze nie wiem, jak tam wygląda. Chyba jutro dopiero sprawdzę.