wtorek, 31 grudnia 2019

Mój 2019 w Borkowie


Ostatni dzień roku i siłą rzeczy w pewnym momencie oglądamy się za siebie - jaki był ten kończący się rok? Jak każdy kolejny u mnie nadal bardzo bogaty we wszystko, jednak z Borkowem na pierwszym miejscu.

Co zatem udało się w tym moim wiejskim ogrodzie dokonać?

Wybrałam po kilka zdjęć z każdego miesiąca i wygląda na to, że był to rok gadżetów, roślin i kosiarki ;-) 


Decyzja o zakupie spalinowej bestii i regularne koszenie łąkowych części działki nieodwracalnie zmieniły jej wygląd, a Borków wyłonił się z bałaganiarskich trawiastych chaszczy. Kwestia koszenia traw od samego początku była moją zmorą, szukałam dobrego rozwiązania chcąc zachować  urodę naturalnych roślin łąkowych, ale też nie ginąc w masie blisko dwumetrowych suchych badyli trzcin, ostów i ostrożeni.
Pomysł na koszenie kosiarką, a nie kosą oraz pozostawienie trawiastych pasów wzdłuż ścieżek i nad stawem, okazał się idealnym kompromisem. Mam coraz ładniejsze trawniki, otwarte widoki na całość działki, ale mam też łany firletki, dzwonków, orlików, krwawnic i coraz to innych łąkowych cudów w tych nieskoszonych fragmentach. 








Dlaczego rok gadżetów? Ano dlatego że przybyło w tym roku mnóstwo dekoracji, poidełka, rdzawe zwierzaczki, ławeczki, leżaczki, mebelki ...



 












Był to też rok najbogatszy jak dotąd w nowe nasadzenia. Co i raz przyjeżdżały kolejne pudła podarowanych lub zakupionych roślin.

To pierwsze pudło to od Basi. Macham :-)










Próbowałam policzyć rośliny, ale chociaż mam szczegółowy wykaz co i gdzie posadziłam, jest tego tak dużo, że się poddałam. Licząc z tymi malutkim sadzonkami z podarowanych pudełek ;-) było tego blisko tysiąc nowych roślin. Wiem, że przy ogrodzie o powierzchni 1200 mkw to kropla w morzu, ale jak dla mnie i przy moich możliwościach finansowo-przerobowych to jest kolosalny wyczyn.

W efekcie rabaty kipiały kolorami, poza kilkoma bylinami, które mam nadzieję pojawią się w kolejnym roku, wszystko rosło tak, jak moje ziemie i upalne lato 2019 pozwalało.

















Gdyby nie niemiłosierna pogoda, afrykańskie upały i susza zapamiętałabym mijający rok jako wyjątkowo piękny. A tak samo wspomnienie walki o przetrwanie w blisko 40 stopniach, jakakolwiek praca z obawą o udar słoneczny, jednak to wspomnienie nieco psuje.

Mam zatem jedyne życzenie na rok 2020. Oby był to rok NORMALNEJ pogody :-)
Bez saharyjskich upałów, bez suszy, ale i bez biblijnych deszczowych potopów. 

Z resztą sobie poradzę :-))))


środa, 18 grudnia 2019

18 grudnia w Borkowie


Byłam, nacieszyłam się widokami, wypiłam herbatę na ganku, a dzień niemal jak w maju. Gdyby nie słońce nad horyzontem o 14.00 można by się pomylić, jaka to pora roku. 

Wszystkie drzewa i krzewy w pąkach i bardzo mnie to martwi, bo w styczniu w prognozach spore mrozy. Tak było rok temu, orszeliny wszystkie przemarzły i potem długo odbijały, ale dały radę. Trudno, ja generalnie zdaję się na mądrość natury, mam nadzieję, że wie co robi.

Jak zwykle zatem widoczki z wizyty. Wcale nie uważałam, że są piękne. Nie są. To taki mój kronikarski zapis, by móc za parę lat (?) zobaczyć, jak było w grudniu 2019.




Przyznam się, że uwielbiam moją bramę ;-)))) Jest niewątpliwie inna, znana w okolicy i raczej nietypowa, ale krytyki jeszcze nie usłyszałam.




Świerk kanadyjski podwoił już swoją wysokość od czasu posadzenia. Wolno, ale rośnie.


Brzeziniak za płotem


i droga donikąd


Sosnowe gałązki z Borkowa są już na balkonie w stolicy i to mi zostaje do  Nowego Roku. Zobaczę Borków w 2020.



 Wszystkiego naj odwiedzającym :-)