czwartek, 19 marca 2015

Staw wiosną

Przygotowanie stawu po zimie do wiosny i lata to - już teraz to wiem - dość spore zadanie. Nie jest skomplikowane ani trudne, a jedynie tylko wymaga sporo godzin ciężkiej pracy. Tak wyglądały brzegi stawu pod koniec grudnia ubiegłego roku. Te fontanny suchych traw celowo zostawione dla dekoracji, teraz przecież musiały zniknąć.


Po wielu godzinach pracy ten sam brzeg wyglądał dzisiaj tak


Trawy wystrzyżone nożycami, pousuwane nadgniłe moczące się w wodzie wiechcie, wybrany muł nadbrzeżny, wygrabione brzegi.


Jeszcze to pięknie nie wygląda, ale wszystko gotowe do wiosennego rozrostu i za parę tygodni te wszystkie trawy, pałki, lilie, sity i co tam jeszcze narosło pokaże swoją urodę. To jest ta wielka różnica pomiędzy ogrodem na Młocinach, a tutaj. W Borkowie rządzi natura jedynie z nadal trudem kontrolowana jako tako przeze mnie. Na Młocinach wszystko wyszło spod moich rąk. Ale właśnie to jest wyzwanie, które tutaj, w Borkowie daję mi coraz większą satysfakcję. W dodatku - zastanawiałam się nad tym dzisiaj pracując nad stawem - nie mam najmniejszego problemu z tym, jak sobie radzić z tym żywiołem. Jedynie robię to stopniowo i dopiero po paru latach będzie widoczny - mam nadzieję - ;-) spektakularny efekt.


A za każdym razem, kiedy podnoszę głowę znad obrabianej ziemi te widoki rekompensują mi cały ten mozolny trud, by stworzyć w Borkowie mój wymarzony wiejski ogród. Gdybym była bogata ;-) - if I were a rich woman - pewnie wszystko zrobiłabym w jeden rok. Tylko czy satysfakcja z tego byłaby taka sama? Wątpię. Bo teraz, to bardziej dzieło moich rąk, a nie mojej kasy.
 



Brama jeszcze otwarta, ale słońce już nisko na zachodzie rzuca cudne światło na dziki brzeziniak nad rzeczką. Czas wracać, robi się bardzo zimno, idzie mroźna noc, ale nie mam o co się bać, rośliny nad stawem to sama natura...



Za tydzień mnie tu nie będzie. Dopiero po świętach wracam z jałowcami na skarpę. Zamiast spotkania z Panem Koparkowym tylko telefoniczne uzgodnienia. Czekam na wycenę usługi, ale w kwietniu nieodwołalnie kopiemy.

wtorek, 10 marca 2015

Borków, Borków, Borków !!!

Po dwóch miesiącach przerwy, a i po ostatnich wizytach tylko na krótko, dzisiejszy wielogodzinny pobyt i ciężka praca na mojej ziemi to była niezwykle przyjemna odmiana.

Wielką przyjemność sprawia mi też fakt, że nic z mojej pracy z ubiegłego roku nie poszło na marne. Podjazd nadal bez zmian, chociaż wymagał dzisiaj nieco pracy pod kątem usuwania traw wrastających z obrzeża. Na to nie ma rady, kłącza idą pod ziemią, trzeba je regularnie usuwać. Wystrzygłam tez trawy pod płotem, teraz czekam na nowe, wspaniałe piuropusze. Ta miejscowa trawa ma tyle odmian, że zostawiam niektóre do ozdoby, jedynie strzygę je tak samo jak trawy ozdobne.



Staw jeszcze zimny i śpi, poziom wody dość wysoki, ale wiele roślin wodnych już wystawia pierwsze wąsy



I to co cieszy chyba najbardziej! Wszystkie posadzone drzewa w pąkach, żywe i mają zamiar rosnąć!






Stara dobra ścieżka już niebawem nieco się się zmieni. To była wersja tymczasowa, a u mnie tymczasowość jest tymczasowa. W kwietniu korytowanie ścieżek, potem kamień i drewno. Mam zamiar wykorzystać te same deski pięknie spatynowane przez wodę, jedynie w nowej wersji będą osadzone w kamieniu.



Wiem, że dam radę. Mam precyzyjny plan co do dalszego obrobienia tych 1200 metrów. W tym roku jedynie nowe przekopy odprowadzające wodę do stawu i ze stawu, wykonanie ścieżek, obsadzenie skarpy i ewentualnie, ale to będzie zależało od finansów postawienie domku narzędziowego.

Oczywiście nadal obsadzanie i porządkowanie stawu, jak i utrzymanie pod kontrolą wszystkich dotychczasowych nasadzeń. To jest plan wykonalny, a jeśli uda mi się wyjść poza niego, to już uznam za sukces ;-)

I jeszcze krótka obserwacja na temat dojazdu do Borkowa. Dotąd w godzinach kiedy jeździłam, czyli 11.00 rano wyjazd, 17.00 powrót, przemieszczałam się bezkolizyjnie, czyli bez korków. Niestety po spaleniu mostu już tak dobrze nie jest. Rano, już na wysokości Pana Sowy zaczął się korek przed Siekierkowskim, a powrót to już była maskara. 30 minut plus, niestety.