niedziela, 27 lipca 2014

Opuszczony Borków

Już 10 dni minęło od ostatniej wizyty w Borkowie. A jeszcze kolejne 10 musi minąć, zanim będę mogła tam pojechać. No niestety, ale realia życiowe czasem takie są, że kiedy bak pusty i kasa pusta, to i samochód na niewiele się zdaje. Przeinwestowałam w maju i teraz nie mam wyboru, a nakładać na siebie samoograniczenia ;-)

Nie narzekam, bo za kilka dni wszystko wróci do normy, a co zrobione, to zrobione. Nigdy nie miałam mnóstwa pieniędzy, zawsze ich brakuje, ale to dla mnie jest właśnie bardzo stymulujące. Dać radę pomimo wszystko.

Mając worek pieniędzy to żadna sztuka realizować marzenia. Realizować je na emeryckich dochodach to jest dopiero wyzwanie. Na szczęście jest ogród w zasięgu rowerowego dojazdu, a w nim zawsze mnóstwo pracy, a Borków przecież nigdzie sobie nie pójdzie. 

Sadzonki za to robię coraz intensywniej i jak za te 10 dni tam pojadę, to już na kilka dni i właśnie z nowymi roślinami na skarpę.
To jest lista roślin, które będą tam rosły: berberysy, pęcherznice, rokitniki, żarnowce, szczodrzeńce, pięciorniki, róża pomarszczona. Mam już sadzonki większości z nich tylko jeszcze nie mam żarnowca i szczodrzeńca.

A to obrazek znaleziony w sieci, który niewiele ma wspólnego z roślinami wymienionymi wyżej, ale taki ładny widoczek. Autora przepraszam, że nie podaję, ale nie mam. Jak ktoś rozpoznaje swój ogród, to proszę o wiadomość.


Chciałabym, by przestrzeń między krzewami wypełniały takie dywaniki i poduchy roślin. Mam u siebie Zawciąg nadmorski, jeszcze dzisiaj zrobię z niego sadzonki, bo mam go już sporo, a w tym wściekłym słońcu na skarpie będzie mu dobrze.

Dla przypomnienia, to jest skarpa powstała przy kopaniu stawu. Ziemia bardzo żyzna wymieszana z piaskiem, zawsze słońce, ale też sporo wilgoci.

Tak było 22 maja. Nadal jest podobnie, jedynie trawy wokół wyższe. Też czeka mnie wiele pracy by je okiełznać. Bez kosy spalinowej wiele tu nie zdziałam, no ale wiadomo, ta sobie jeszcze poczeka ;-)

Jeszcze tylko dodam zdjęcie z jednego z cudnych angielskich ogrodów, które są mi bliższe od naszych, bo są realne, prawdziwe, nie takie sztuczne twory z tujami, jak u nas w większości.

To Upton House Garden, który na pewno w będzie stanowił dla mnie - odległą oczywiście - inspirację.


Zdjęcie pochodzi ze strony James'a Woodwarda.

czwartek, 17 lipca 2014

Pierwsze niepowodzenie

No bo dotąd jakoś wszystko szło po mojej myśli. Żadnych niespodzianek, żadnych zaskoczeń czy przykrych zdarzeń.  Do dzisiaj.

Zawsze - o czym już pisałam - ten moment zbliżania się do Borkowa jest nieco stresujący. Jestem tam raz w tygodniu, wiele może się zdarzyć, kiedy mnie nie ma. Kiedy podjechałam pod sosnową bramę bramę dzisiaj, na pierwszy rzut oka wszystko było na miejscu. 

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że coś jest inaczej.  Po wyjściu z samochodu już wiedziałam - została skoszona trawa przed moją działką, co w sumie nie moja sprawa, gdyby nie kolosalny śmietnik na moim kamienistym podjeździe. Ale to jeszcze bym zniosła. Wszystkie trawy bujnie zdobiące mój płot także zniknęły, a z nimi posadzona wierzba mandżurska.

Oczywiste bezprawie, bo to teren mojej działki i nikt tam nic nie powinien robić. Zaraz też po moim pojawieniu się w Borkowie przyjechał na rowerze dawny właściciel działki, wyraźnie zmieszany i z pytaniem, czy mam pretensje.  Ledwie się dało dogadać, bo człowiek wiekowy i jakoś mało rozumie, więc tylko powiedziałam, by więcej niczego nie kosił na mojej działce i zabrałam się za sprzątanie.
A było co robić, bo suche trawsko leżało wszędzie, a wybieranie tego z kamienistego podjazdu to po prostu szkoda słów :-( Trzy godziny dodatkowej pracy, zamiast zajmowania się stawem!

Co skłoniło człowieka do tego skoszenia, nie wiem. Może uznał, że jak inni 'miastowi' kosza trawę, to u mnie też ma być skoszona. Pewni chciał dobrze, a jedynie szkody z tego. Samo życie.

Teraz mój płot taki łysy ;-)


Trawy odrosną, ale żal mi tej mojej wierzby. Hodowałam ją z gałązek, był już całkiem spora, nadal liczę, że odbije z korzeni, ale została tak zmasakrowana kosiarką rotacyjną, że nie jestem pewna.

No cóż, tak to jest z życiem na wsi. Chociaż kocham ten klimat wiejskich obrazków, wiele bym dała za to, by mieszkańcy wsi dorównywali tym obrazkom, a jaka jest prawda, wie każdy, kto na wsi bywa.

A wiejskie obrazki są cudne, nawet jak nieskoszone żyto kladzie się po deszczu. Inna sprawa, że mokrego zboża się nie kosi.




A staw?
Ano ciąg dalszy pracy u podstaw. Efekty? Jak widać. Nic spektakularnego jak zwykle, ale jakiś tam kroczek do przodu. W sumie 8 godzin ciężkiej fizycznej pracy, na szczęście pogoda była wspaniała, nie upał, tylko ciepło, chmurki, deszczyk, wiaterek...ideał!

Spadzisty brzeg wyrównany, wysypany piaskiem, nowe stanowisko na ognisko też zrobione. Dodam, że piach mam na hałdzie jeszcze po wykopaniu stawu i jedyna forma transportowania tegoż, to jest noszenie go w wiadrze. Przeniosłam dzisiaj około 50 wiader piachu, a drugie tyle co najmniej jeszcze czeka.







I mój nowy głaz nad stawem. Siedzę tu sobie i moczę nogi po pracy ;-) Dodam,  że woda w stawie jest brudna, ale czystym brudem ;-) jak twierdzi mój sąsiad. Bo to nie jest zanieczyszczenie szkodliwe dla człowieka, to tylko błoto o bagno, a jak wiadomo, ludzie wielkie pieniądze płacą za kąpiele błotne. Ja je stosuję co tydzień z braku wyboru ;-) Skórę mam jak atłas! A wszystkie skaleczenia podczas pracy tutaj goją się niezwykle szybko, co jak dla mnie jest ewenementem, bo zwykle rany paskudzą mi się tygodniami.


I jeszcze tylko białe Krwawniki. Te czerwone u mnie na Młocinach uzasadniają kolorem swoją nazwę ;-) ale te białe też mają swój urok, nie zapominając o ich leczniczych właściwościach. Wygląda na to, że ta moja łąka to żywa apteka, bo co i rusz dowiaduję się o cudownych właściwościach kolejnych roślin, których u mnie dostatek.



Zawsze odjeżdżam z żalem, ale zawsze zabieram zdjęcia z ostatnich chwil, by potem patrzeć na to moje poletko chociaż na ekranie komputera ....

środa, 9 lipca 2014

Obrabianie stawu

Staw i zagospodarowanie jego brzegów to na pewno pierwszoplanowe zadanie na ten rok. Toteż podczas każdej wizyty na wsi, staram się maksymalnie dużo zrobić, by wyglądał coraz lepiej. Moja koncepcja zarośnięcia stawu od początku opiera się na niemal wyłącznie naturalnie rosnących okolicznych roślinach. 

Ponieważ nadal czekał na mnie niedokończony spadzisty brzeg stawu zarośnięty coraz gęściej bagienną roślinnością, dzisiaj postanowiłam wreszcie wykopać wszystko, a wykopane kępy porozsadzać wzdłuż brzegu stawu.

Udało się!

Spadzisty brzeg oczyszczony z roślin, a wszystkie wykopane kępy traw, skrzypu bagiennego i całej masy roślin, których nazw jeszcze nie znam znalazły nowe miejsce wokół stawu.

Potem równanie brzegów, sypanie piasku dla wyrównania, umocnienia, ale i dla urody, bo takie piaszczyste brzegi od razu wyglądają lepiej. Piachu jeszcze nie rozsypałam wszędzie, ale niemal noc mnie zastała przy robocie, więc reszta na następny tydzień.



Ta piana to po sypaniu piasku, normalnie woda jest czysta i przejrzysta, nie zauważyłam żadnych objawów rzęsy, czy glonów, tylko żab mnóstwo ;-)


Na te piaszczyste brzegi kiedyś będzie wyłożony kamień. Chyba jednak nie łupek, bo ten by nie pasował. Bardzo podoba mi się cięty kamień polny, ale jeszcze poszukam, bo i łupek to też wiele odmian.




Posadzony po bagiennych wykopkach sit pięknie się rozrasta.


Mozga i inne trawy.



A tu taki pączuszek ;-)



Kępy ostrożenia warzywnego, co wiem dzięki koleżance z FB. Bardzo cenna roślina, a i ładna jest.
 

I taki 'plażowy' widoczek. Dzisiaj wylegiwałam się na piachu w przerwie między ciężką pracą. Uwielbiam to moje wiejskie uroczysko, nie mogę się doczekać, kiedy stanie tam domek, bym mogła spędzać tu więcej czasu.

 

piątek, 4 lipca 2014

Nad stawem

Lubię ten moment, kiedy dojeżdżam pod moją sosnową bramę i patrzę jak wygląda Bobrowy Borków po kolejnych minionych dniach. 

Chciałabym móc być tutaj i częściej, i dłużej, ale to jeszcze musi poczekać. A tak po przerwie 10 dni zastaję podjazd okropnie zarośnięty skrzypem bagiennym, który jest piękny i niech rośnie nad stawem, ale nie na podjeździe. 

2 godziny wyrywania rozmaitych chwastów, by podjazd był czysty i jest.



Płot trawami zarasta, ale to akurat mi odpowiada, bo te trawy są śliczne.

A i ciekawostka, nowy sąsiad się pojawił, wykopał staw i.... zbronował całą działkę. Swoją oczywiście. Teraz ma siać trawę na trawniczek śliczny. Co człowiek, to wybór.

Jak skończyłam z czyszczeniem podjazdu zabrałam się za kopanie brzegu stawu. Jednak po - w sumie - 6 godzinach w słońcu poddałam się i nie skończyłam. Plan nie został realizowany, ale czasem chyba warto posłuchać własnego organizmu i nie przesadzać. Kolejne dni przede mną, a to rycie w czarnej, tłustej ziemi wymaga ogromnego wysiłku. Oto jak wygląda ten kawałek dzisiaj.




W moim planie to spadziste zejście do stawu ma być czyste od roślin i trawy - karczowanie traw trwa ;-) - potem będzie piasek, a potem łupki kamienne. Takie płaskie kamienne zejście. No ale to pewnie potrwa, bo wyczyszczenie 1 m kwadratowego ziemi zajmuje mi około godziny.Ale przecież wiadomo, że najbardziej potrzebną cechą ogrodnika jest ... cierpliwość ;-)

A poza tym, jak widać, staw powoli, ale naprawdę ładnie zarasta. To już nie jest ta czarna dziura w ziemi, jaka była w maju. Wszystkie rośliny się przyjęły, teraz wycinam to co uschło lub zmarniał, by dodać sił tym nowo posadzonym.

Tak więc dzień owocny, choć mało spektakularny w efekcie wizualnym.

I wypatrzone nowe rośliny na moich łąkach.




 
   Pewnie to pospolite chwasty, ale mnie cieszy ich uroda i niezwykłość ;-)