Zabrakło mi determinacji i nigdzie nie jadę.
No najwyżej do Borkowa, tak jak dzisiaj ;-)
Znalazłam fajne i niedrogie hotele, zarezerwowałam bilet na pociąg z Oslo do Bergen, wymyśliłam powrót przez Danię, ale jak już miałam kupić bilet na samolot do Oslo przestałam mieć ochotę na podróż.
No starość mnie dopada chyba, bo w sumie to dzisiejsza wyprawa na wieś, jazda w śniegowym błotku, podziwianie księżycowego krajobrazu wzdłuż budowanej trasy do Lublina wystarczyły za dalsze wojaże.
Do tego moje odludzie opanowane przez zwierzęta, ani śladu ludzkiej stopy na śniegu i gdyby nie masakryczne zniszczenia nad rzeczką byłby kolejny cudny dzień, chociaż bury jak ta bura suka, chociaż nic do żadnych psów nie mam. O zniszczeniach za chwilę, ale skoro temat psów się pojawił, to taka polska wersja Hachiko
Stoją na rozstaju dróg i czekają popatrując na drogę. Widzę je tam dość często, właściwie za każdym razem, kiedy jadę do Borkowa.
Psy wyglądają dobrze, więc sądzę, że nie są pozbawione opieki. Ot tak sobie czekają na Pana lub Panią.
A zniszczenia?
Albo bobry, albo rolnik. Wyrżnięte ohydnie :-(
Tak było pod koniec października
Śnieg już niestety wilgotny, ślady mało wyraźne.
Dziurawiec zielony!
Śnieżne widoczki, które mi z powodzeniem zastąpią Norwegię :-)
Połaziłam po lesie, cicho, pusto, wspaniale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz