Drogi dojazdu brak, niestety.
Dziki rozryły groblę co widzę jedynie na - znowu ten sąsiad ;-) - zdjęciach od Pana Marka, ale widok jest taki, że moim focusem to ja nawet nie mam co marzyć, by to przebrnąć.
W sumie nie ma tam nic do zrobienia poza po prostu 'pobyciem' dla własnej przyjemności, a samochodu narażać nie będę. Jakbym się zakopała na tym pustkowiu, to o pomoc ciężko, a sąsiad pracuje i bywa tylko w weekendy, kiedy akurat to ja pracuję.
No żal, bo jutro ma być nadal ładnie, tyle że jeśli tak, jak dzisiaj, to o cieple trudno mówić. Na Młocinach zmarzłam na kość.
Przykro, rozumiem...
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Wprawdzie powinnam wziąć łopatę i pojechać zakopać te dziury, ale jakoś nie mam motywacji, bo dziki znowu to rozryją. Dopiero wiosną sobie pójdą w las.
UsuńA ja na moje sarny narzekam. Przy dzikach są samą łagodnością, mimo że swoja aptekę witaminową zrobiły sobie w mojej brzezinie.
OdpowiedzUsuńMiło że o mnie pamiętasz. Sarny piękne, ale jak każda zwierzyna potrafią narozrabiać ;-) Mają inne pojęcie o organizacji przyrody, a my im zabieramy ich świat. U nas dziki, bobry, sarny, jelenie, kuny, wydry i pewnie jeszcze zające, ale tych nigdy nie widziałam. Ja się cieszę, że są, tylko mogłyby mi drogi nie niszczyć ;-)
UsuńPamiętam, pamiętam. Nie widzisz zajęcy, bo wszystkie są u mnie!
OdpowiedzUsuńPozdrów je ode mnie ;-) Zapraszam, może trawy mi zjedzą. A swoją drogą ja się cały czas zastanawiam, jak w tym naszym grodzonym świecie istnieje taka otwarta posiadłość jak Twoja. To angielska domena, gdzie ogrodzenie w wiejskiej przestrzeni nie istnieje, ale to przecież inna mentalność i tam to działa.
Usuń