czwartek, 5 grudnia 2019

Słońce, słoneczko, sun, solei, sonne... ;-)



Wreszcie!

Po dniach ciemnych jak Hades dzisiaj od rana błękity niebieskie i jasność słoneczna. Tylko na wieś jechać. I tak czas na odwiedziny był najwyższy, czternaście dni minęło od ostatniej inspekcji.

Udało się przed katastrofą na Moście Siekierkowskim. Zaraz po mnie wielki tir porozwalał barierki, rozlał ropę, jak wracałam po paru godzinach korek był kilkukilometrowy.  W tę drugą stronę, ale współczuję kierowcom. Ten most to ma jakieś czarcie moce, ciągle, nie ma dnia, by nie było tu poważnej kolizji.

W Borkowie bez zmian poza postępującą przemianą sezonową, suchulce wszędzie, tylko trawa nadal zielona. Stawik lekko zamarzł, woda wysoko, zimno i bardzo cicho.





Narzędzi nie chowam. Stoją sobie i jak dotąd nikt ich nie ruszył. Co innego kosiarka, piła, kosa spalinowa. Te po serwisie u Stihla, ubrane w pokrowce śpią w schowku w cieple i czekają na sezon. 


Na tarasie tylko smutnawe dekoracje


Bardzo lubię te kolorowe pędy zimą. Szarzeje rokitnik, czerwienieje wierzba czerwona, żółci się dereń rozłogowy.



Na skarpie cudny dziurawiec olimpijski



Przybyła tu kura. 
Stała na tarasie, ale teraz tam nastrój grudniowy i nie pasuje :-( 
A w ogrodzie kura zawsze na czasie ;-)


Rabata pod trąbą pusta poza sitem i turzycą


Irgi karmią okoliczne ptaki


Irgi 'Ursynów' posadzone w 2016 roku



A to już dekoracje domowe ;-) w fazie częściowej. Jeszcze światło, choiny i co mi tam jeszcze w duszy zagra ;-)




Uciekam! W kuchni czekają małże, które uwielbiam także za muszle ;-)  


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz