Ostatni dzień roku i siłą rzeczy w pewnym momencie oglądamy się za siebie - jaki był ten kończący się rok? Jak każdy kolejny u mnie nadal bardzo bogaty we wszystko, jednak z Borkowem na pierwszym miejscu.
Co zatem udało się w tym moim wiejskim ogrodzie dokonać?
Wybrałam po kilka zdjęć z każdego miesiąca i wygląda na to, że był to rok gadżetów, roślin i kosiarki ;-)
Decyzja o zakupie spalinowej bestii i regularne koszenie łąkowych części działki nieodwracalnie zmieniły jej wygląd, a Borków wyłonił się z bałaganiarskich trawiastych chaszczy. Kwestia koszenia traw od samego początku była moją zmorą, szukałam dobrego rozwiązania chcąc zachować urodę naturalnych roślin łąkowych, ale też nie ginąc w masie blisko dwumetrowych suchych badyli trzcin, ostów i ostrożeni.
Pomysł na koszenie kosiarką, a nie kosą oraz pozostawienie trawiastych pasów wzdłuż ścieżek i nad stawem, okazał się idealnym kompromisem. Mam coraz ładniejsze trawniki, otwarte widoki na całość działki, ale mam też łany firletki, dzwonków, orlików, krwawnic i coraz to innych łąkowych cudów w tych nieskoszonych fragmentach.
Dlaczego rok gadżetów? Ano dlatego że przybyło w tym roku mnóstwo dekoracji, poidełka, rdzawe zwierzaczki, ławeczki, leżaczki, mebelki ...
Był to też rok najbogatszy jak dotąd w nowe nasadzenia. Co i raz przyjeżdżały kolejne pudła podarowanych lub zakupionych roślin.
To pierwsze pudło to od Basi. Macham :-)
Próbowałam policzyć rośliny, ale chociaż mam szczegółowy wykaz co i gdzie posadziłam, jest tego tak dużo, że się poddałam. Licząc z tymi malutkim sadzonkami z podarowanych pudełek ;-) było tego blisko tysiąc nowych roślin. Wiem, że przy ogrodzie o powierzchni 1200 mkw to kropla w morzu, ale jak dla mnie i przy moich możliwościach finansowo-przerobowych to jest kolosalny wyczyn.
W efekcie rabaty kipiały kolorami, poza kilkoma bylinami, które mam nadzieję pojawią się w kolejnym roku, wszystko rosło tak, jak moje ziemie i upalne lato 2019 pozwalało.
Gdyby nie niemiłosierna pogoda, afrykańskie upały i susza zapamiętałabym mijający rok jako wyjątkowo piękny. A tak samo wspomnienie walki o przetrwanie w blisko 40 stopniach, jakakolwiek praca z obawą o udar słoneczny, jednak to wspomnienie nieco psuje.
Mam zatem jedyne życzenie na rok 2020. Oby był to rok NORMALNEJ pogody :-)
Bez saharyjskich upałów, bez suszy, ale i bez biblijnych deszczowych potopów.
Z resztą sobie poradzę :-))))