Lubię ten moment, kiedy dojeżdżam pod moją sosnową bramę i patrzę jak wygląda Bobrowy Borków po kolejnych minionych dniach.
Chciałabym móc być tutaj i częściej, i dłużej, ale to jeszcze musi poczekać. A tak po przerwie 10 dni zastaję podjazd okropnie zarośnięty skrzypem bagiennym, który jest piękny i niech rośnie nad stawem, ale nie na podjeździe.
2 godziny wyrywania rozmaitych chwastów, by podjazd był czysty i jest.
A i ciekawostka, nowy sąsiad się pojawił, wykopał staw i.... zbronował całą działkę. Swoją oczywiście. Teraz ma siać trawę na trawniczek śliczny. Co człowiek, to wybór.
Jak skończyłam z czyszczeniem podjazdu zabrałam się za kopanie brzegu stawu. Jednak po - w sumie - 6 godzinach w słońcu poddałam się i nie skończyłam. Plan nie został realizowany, ale czasem chyba warto posłuchać własnego organizmu i nie przesadzać. Kolejne dni przede mną, a to rycie w czarnej, tłustej ziemi wymaga ogromnego wysiłku. Oto jak wygląda ten kawałek dzisiaj.
W moim planie to spadziste zejście do stawu ma być czyste od roślin i trawy - karczowanie traw trwa ;-) - potem będzie piasek, a potem łupki kamienne. Takie płaskie kamienne zejście. No ale to pewnie potrwa, bo wyczyszczenie 1 m kwadratowego ziemi zajmuje mi około godziny.Ale przecież wiadomo, że najbardziej potrzebną cechą ogrodnika jest ... cierpliwość ;-)
A poza tym, jak widać, staw powoli, ale naprawdę ładnie zarasta. To już nie jest ta czarna dziura w ziemi, jaka była w maju. Wszystkie rośliny się przyjęły, teraz wycinam to co uschło lub zmarniał, by dodać sił tym nowo posadzonym.
Tak więc dzień owocny, choć mało spektakularny w efekcie wizualnym.
I wypatrzone nowe rośliny na moich łąkach.
Niby nic a kawał ciężkiej roboty, zwłaszcza w tej spiekocie - podziwiam :)
OdpowiedzUsuńJa często piszę, że to co pokazuję, wcale ładne nie jest ;-) Efekty będą za rok, jak dobrze pójdzie. A upał był tego dnia rzeczywiście okropny. Dwa dni potem bolała mnie głowa, chociaż rzadko mi się to przytrafia. Ale nie narzekam, sama chciałam ;-)
Usuń