czwartek, 11 czerwca 2015

Buszująca w trawach ;-)

Kiedy dzisiaj zaczęłam próbować dotrzeć do rozmaitych zakątków działki, to właśnie ten tytuł (ulubiona lektura) od razu przyszedł mi na myśl. Trawy mam bowiem ogromne ;-)





Są ogromne i trudne do opanowania. Są też piękne i muszę znaleźć sposób, by pogodzić ich urodę i żywioł, jaki ze sobą niosą. Miejski ogród to banał w porównaniu z tym wyzwaniem.

Jeszcze nie mam kosy spalinowej, bez której nie dam rady 'formować' ogrodu łąkowego, więc dzisiaj cięłam trawy ręcznymi nożycami! 

Musiałam odsłonić drzewka, bo trawy je niemal zagłuszyły, potem czyściłam skarpę i jej okolice, a także zejście do stawu, gdzie rosną róże błotne i tarczownice. 6 godzin katorżniczej pracy i niestety chwile zwątpienia. Ja czy żywioł? Natura pokazuje swoją siłę, ale póki co nie mam zamiaru się poddać.

Efekty mojej pracy: coś widać, ale nie jest to efekt o jaki mi chodzi. 






Co nie zmienia postaci rzeczy, że kiedy patrzę sobie na ten widok, to i tak kocham Borków ;-)




2 komentarze:

  1. Mądrzy ludzie powiadają,że najukochańsze dziecko,to takie,które sprawia najwięcej kłopotów.
    Dla mnie już teraz Borków jest naturalnie piękny i nie sposób Go nie kochać.Prawdziwa HARFA TRAW ! Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj znowu :-) Masz rację, toteż ja ten Borków kocham, tyle że czasem ogarnia mnie strach, czy dam radę, bo ekspansywność naturalnej roślinności jest ogromna. Pozostawiona sama sobie po prostu zdziczeje i utrzymanie jakiej takiej urody natury wymaga pracy. Pracy, której ma nie być widać ;-)

      Usuń