Trudny tydzień pod każdym względem. Mnóstwo spraw, nic nie idzie dobrze, niby finał jest zadowalający, ale ile straty czasu i chodzenia wokół, by sprawy zamknąć. No i czas zużyty i nie ma go na przyjemności. Nie ma kiedy pojechać do Borkowa w tym tygodniu.
O jak mi brak tych moich łąk!
Szczególnie w takich dniach, gdy zmagam się z codziennością. Te łąki to taka terapeutyczna odskocznia od wszystkich trudów codzienności, które są po prostu czasem zbyteczne, ale są bo taka jest rzeczywistość.
Zajrzałam zatem do zdjęć z czerwca 2014 i pierwsze co mnie zdumiało to bocian. Rok temu ich obecność w maju i czerwcu była niemal oczywista.
To zdjęcie z 11 czerwca 2014 roku. W tym roku ani śladu bocianów.
Inaczej też wyglądały trawy
Były mniejsze, bardziej wysuszone i bardziej jednolite. W tym roku - mam wrażenie - bogactwo traw jest zupełnie inne, ale nadal ich rozpoznanie to mój problem, głównie z braku czasu i zbyt krótkich pobytów w Borkowie.
To takie rozważania zamiast ;-)
Wolałabym być w Borkowie, po prostu!
No to jestem na bieżąco :)
OdpowiedzUsuńCzytając Twojego bloga, Krysiu, wróciłam kilkukrotnie do pierwszych wpisów, do pierwszych zdjęć. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej pracy i wytrwałości, Twojej miłości do tego skrawka ziemi. Jak wielka różnica pomiędzy tym co zastałaś a tym czego dokonałaś. Tak, wiem, że nie uważasz się za bohaterkę, ale ja tak uważam. I jeszcze coś: motywujesz mnie do pracy na mojej działeczce, która co prawda jest zupełnie odmiennego charakteru, niemniej jednak też wymaga sporo pracy.
Nie mogłaś trafić lepiej z tym komentarzem! Ostatnio przeżywam chwile zwątpienia, czy to w ogóle ma sens, tak się mordować z tym ugorem ;-) Bardzo mnie podniosłaś na duchu i znowu mam ochotę już tam być i znowu walczyć z naturą. No lekko nie jest, sama to wiesz, ale jak się zachowuje spokój i pracuje systematycznie, to coś tam jakoś powoli powstaje. Tak więc dzięki za wsparcie i siły we własnych zmaganiach.
Usuń