Ten pomysł miałam w głowie od dnia, kiedy stanęła w Borkowie ta sosnowa brama z bali.
Zawsze widziałam tam podwieszoną na sznurach tablicę z wypalonym napisem 'Bobrowy Borków'. A że brama stanęła ponad dwa lata temu, no to trochę to trwało zanim udało mi się ten pomysł zrealizować. Ale - jak mówi znane przysłowie i to w wielu językach tak samo - 'Lepiej późno, niż wcale' , wreszcie tablica jest, tylko jeszcze nie wisi. Zawiśnie na konopnych sznurach już we wtorek, kiedy wraz z namiotem jadę trochę pomieszkać w mojej głuszy.
A że to rękodzieło i to własnych rąk, oto historia powstawania finalnego produktu.
Od dawna hołubiłam pewną deskę, która przyjechała na palecie z drewnem oflisowym. Te oflisy (obliny) to jakoś jest moja słabość. Lubię te toporne obrzynki z bali sosnowych. Deska czekała, aż wreszcie przywiozłam ją do domu i zaczęłam realizację projektu 'Tablica'. Deska wymagała oszlifowania, ale najważniejszy był napis. Powstał na komputerze, wydrukowany i przeniesiony na deskę zapoczątkował dalsze prace.
Napis był, ale z racji środkowego sęka, który chciałam zachować nienaruszony, układ napisu był nieco zwichrowany w stosunku do powierzchni deski. Wymyśliłam bobra na końcu napisu. Znalazłam kilka fajnych rysunków bobra.
Wybrałam, naniosłam na deskę.
Teraz to już był etap pirografii, czyli wypalania na drewnie. Narzędzia niby są szeroko dostępne, ale te profesjonalne z właściwą temperaturą końcówek, to niestety spory koszt. Ostatecznie po przeanalizowaniu dostępnej oferty kupiłam .... chińską lutownicę o nazwie niemal bliskiej, bo Dedra ;-)
Oto moja work station
I połowa napisu gotowa. Przyznam od razu - lutownica to jednak nie pirograf, ale że w sumie chodziło o dość prymitywny produkt pasujący do całości borkowej rzeczywistości, mnie ten efekt zadowala.
I produkt finalny.
Po powrocie z Borkowa zaprezentuję, jak to wygląda na bramie. Wszelka krytyka dozwolona ;-)