środa, 6 sierpnia 2014

?

Z takim właśnie znakiem zapytania i duszą na ramieniu jechałam dzisiaj do Borkowa. Nie było mnie tam równo 3 tygodnie. Obawiałam się przede wszystkim, że polna głusza zniweczy wszystkie moje dotychczasowe działania. Po kolejnych powrotach i walce ze skrzypem błotnym - jakże nierównej ! - zaczęłam wątpić, czy dam radę. Czułam się jak w Puszczy Amazońskiej, gdzie wszystko zarasta, zanim kolejny metr zostanie wycięty. 

I to był powód moich ostatnich rozterek. Czy dam radę?  Czy mój plan ma sens?

No ale po kolei ;-)

Dojechałam. 

Teraz będą zdjęcia, które nie są nic, ale to nic ładne.

Oto mój podjazd udekorowany skrzypem. Tu jednak wielkie zaskoczenie, bo spodziewałam się go znacznie więcej. Chyba jednak regularne wyrywanie dało efekty, bo po trzech tygodniach, to jest naprawdę nic. 



A teraz pytanie: Gdzie jest moja ścieżka? Tu niestety zaskoczenie jest całkowicie negatywne. Ścieżek nie widać pod trawą i chwastami.



Jeszcze gorzej jest na mojej ślicznej piaszczystej plaży. Ślicznej? Kiedyś, dzisiaj to 'skrzypowisko'



I jeszcze kawałek ścieżki, co to jej już nie ma ;-)


Teraz jest już chyba jasne, co spędza mi sen z powiek.  Bez znacznie częstszego i dłuższego pobytu w Borkowie nie opanuję tego żywiołu. Dzisiaj podjęłam zatem decyzję, że .... 

O tym jednak za chwilę, bo teraz chcę pokazać jak wyglądał Borków po 7 godzinach mojej harówki.

Podjazd bez śladu skrzypu. Do tego odkryłam, że moja wierzba mandżurska jednak przeżyła wiejskie koszenie i rośnie sobie pomalutku.


Odzyskane ścieżki i plaża

 



Odchwaszczone zejście do stawu


Odzyskana plaża


To co nie sprawia żadnego kłopotu, to staw. Obrasta w rozmaite cuda, które nawet kwitną.



Ten kwiat rośnie sobie na podmokłych łąkach, o tutaj specjaliści o nim piszą



A za płotem szaleje jesienna, polska mimoza. U mnie jej nie ma, ale lubię ten widok. To jest Nawłoć. Chwast niezwykle ekspansywny, ale też cudny widok. 'Mimozami jesień się zaczyna...' to już Staff, a potem Niemen...


Na koniec o tej strasznej decyzji ;-).

W rzeczywistości jest dość prosta - ze względu na inwazyjność roślin łąkowych skupię się do końca sezonu jedynie na utrzymaniu tego, co już zrobiłam, co już wydarłam dzikiej naturze.

Oznacza to, że nie obsadzę skarpy, nie będę planować żadnych dalszych nasadzeń, bo dopóki nie będę tam 'pomieszkiwać' parę dni w tygodniu, nie ma szansy na utrzymanie wszystkiego pod kontrolą. Dzisiaj 'odskrzypienie' zajęło mi 7 godzin.

I tak w sumie zrealizowałam plan  na ten rok. Jest staw, jest obsadzony, jest ogrodzenie. Będę wpadać 3, 4 razy w miesiącu by utrzymać skrzyp pod kontrolą, ścieżki, plażę, może jednak pomaluję płot....

Czyli niespecjalnie ciekawie tutaj będzie, zawsze będą nowe zdjęcia z kolejnych odsłon natury w czystej postaci.

2 komentarze:

  1. To różowo-fioletowe to krwawnica. Lubi wodę. Trochę chwast trochę roślina ozdobna (w każdym razie jest w sprzedaży). Pasuje do Twojego stawu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj u mnie Ewo! Po przerwie. Jak miło. Tak wiem, że to krwawnica, nawet miałam kiedyś w planach ją kupić, a tu niespodzianka, sama wyrosła. Pewnie przywlokłam ja z innymi wykopanymi roślinami, bo na razie jest tylko w jednym miejscu. Pasuje, bo ten mój staw to sama natura ;-)

      Usuń