środa, 13 sierpnia 2014

Maluję płot!

Poprawniej byłoby napisać, że zabezpieczam płot środkiem ochronno-dekoracyjnym ;-) 
Nie zważając jednak na terminologię, piszę jak było, no i jest.

Po naprawdę długich wahaniach kupiłam ostatecznie bezbarwny Vidaron. Co mnie przekonało do niego, to zawartość wosku, tworząca dodatkową warstwę ochronną, odpychającą wilgoć. To jednak kwestia dalszej perspektywy, bo dzisiaj patrzę na efekty.
Oto efekt po pomalowaniu jednego segmentu


Specjalnie wybrałam taki środkowy, żeby było widać różnicę.


Mnie ten efekt cieszy. Nic zbyt widocznego, niemal nie widać różnicy, drewno zabezpieczone, sinieć dalej nie będzie, tak naturalnie, jak tylko mogłam chcieć.


Tu widać dokładnie różnicę pomiędzy pomalowanym, a nie. To jest już po 6 godzinach od pomalowania, czyli drewno już wchłonęło preparat i jest suche.


No to jeszcze parę obrazków zabezpieczonego płotu ;-)


Może nie płotu, a kawałka płotu. Puszka 4,5 litra, którą kupiłam wystarczyła zgodnie z instrukcją na opakowaniu na ok. 60 metrów kwadratowych, czyli front płotu z obu stron. Do pomalowania całości i to tylko jedną warstwą potrzebuję jeszcze co najmniej 5 puszek, a i druga warstwa by się przydała, czyli następne 6.... no może przed zimą dam radę ;-)))))

Oczywiście nie chodzi o pracę przy malowaniu, bo to akurat bardzo miłe zajęcie. Pomalowanie frontu z obu stron, łącznie liczę jakieś 60 m kw., zajęło mi 2 godziny.  No cóż, drewniany płot farmerski i tak jest najtańszą wersją ogrodzenia, nawet po doliczeniu kosztów impregnatu.

Dzisiaj jeszcze jak zwykle powalczyłam ze skrzypem, ale stwierdzam, że walkę wygrywam. Skrzypu coraz mniej, a te pourywane same zasychają.

Potem trochę poczyściłam rośliny nad stawem, odkrywając cudne sadzonki liściastych.

Z lewej to chyba brzoza, a z prawej?



Przytargałam je razem z kępą situ. Niech rosną, brzoza nad stawem też może być.

Pałka posadzona też w tym czasie, na początku czerwca, zakwitła teraz znowu, a w pobliżu są chyba nowe wąsy małych pałek.


A w ogóle trawiasto nad stawem



A na koniec moje ulubione widoczki, które oglądam w chwilach zwątpienia ;-) 

Zwątpienia czy pokonam naturę i stworzę tutaj moje nowe miejsce na ziemi. 

Już jest bardzo moje i każda godzina spędzona w tej głuszy, z dala od wszystkiego, to najlepsze momenty w moich obecnym życiu, które i tak jest wspaniałe. 





A jutro, na Młocinach będę robić daszki do płotu. Deski w samochodzie, pilarkę mam, ale tylko elektryczną, więc nie mogę robić tego w Borkowie, bo tam na razie ani śladu elektryczności. 

Za radą syna i na podstawie jego nepalskich obserwacji, jak tylko postawię domek, na dachu będą panele solarne, to i prąd będzie. Pewnie nie na tyle, by piłować, ale to mogę zawsze zrobić na działce w stolicy.

2 komentarze:

  1. Witaj Krysiu :) Po dłuższej nieobecności nadrobiłam czytanie o Twoich zmaganiach z działeczką i jak zwykle jestem pod olbrzymim wrażeniem :) Kawał niekończącej się harówki przy skrzypie, z chwaściorami, zabezpieczenie płotu (wyszedł świetnie!) - masz powód do dumy :) Właśnie chciałam zapytać, czy zamierzasz zbudować jakieś przytulisko, coby nocować, ale już doczytałam, że tak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Aniu. Od razu przepraszam, że rzadko Cię odwiedzam, ale jakoś z czasem u mnie ostatnio krucho ;-)
      Dzięki za pozytywną ocenę wyglądu płotu, jak wiesz miałam spore wątpliwości, co do impregnatu. Domek jest w planach, nawet mam już upatrzony model drewnianej chatki z okiennicami, takiej w sam raz do letniego rezydowania, ale to już realizacja na rok następny.
      Chciałabym wszystko od razu, ale tak się nie da :-))))

      Usuń