Jechałam dzisiaj do Borkowa w oczekiwaniu, że jaśminowce rosną, a staw będzie tylko trochę zaglonowany. Na szczęście chociaż jedno się udało i jaśminowce rosną, mają sporo zielonych listków, chociaż wegetacja tam, na otwartych polach jest zdecydowanie późniejsza w stosunku do tego co jest na Młocinach.
Staw natomiast to właśnie moja syzyfowa praca. Oto co zastałam
Obrzydliwa gęsta zupa. Sprzątanie tego paskudztwa zajęło mi prawie cały dzisiejszy pobyt w Borkowie i co gorsza wiem, że jak przyjadę za tydzień, albo gorzej dwa, staw będzie wyglądał tak samo. Syzyf pewnie czuł się podobnie ;-)
Ale kiedy skończyłam wyciągać to zielone paskudztwo, staw znowu cieszył widokiem czystej tafli wody. Pałek zdecydowaniu za dużo, ale poziom wody nadal dość wysoki i nie mogę sięgnąć do kłączy, by część powycinać.
Posadziłam Wierzbę Sachalińską zwaną też smoczą
Zabrałam deski do pocięcia na wąską ścieżkę nad stawem, zrobiłam obchód roślin.
Tawułki i derenie
Róża błotna
Zielone strumienie
Popatrzyłam sobie na mój Borków, myśląc ile mogłabym tu jeszcze zrobić, ale coraz większe zimno wygnało mnie do domu. Jak odjeżdżałam zaczęło padać.
Staw czyściutki, ścieżka czyściutka, pochwały należą się Tobie Krysiu. Nacieszyłam oczy zdjęciami pięknej działki. Szkoda, że to tak dużo pracy wymaga. Może wysoka temperatura usunie glony. Będzie piękniej już w maju. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Jesteś bardzo miła. Pracy to ja się nie boję, tyle że to dreptanie w miejscu, trudno zabrać się za jakieś zmiany, jak w kółko ratuje się rozmaite katastrofy ;-) Ciepło dla glonów to raj, niestety. Co ma być, to będzie, a ja zgodnie z nurtem natury będę jakoś próbować dać radę.
Usuń