czwartek, 9 kwietnia 2015

Skarpa - jej nowe wcielenie

Co za dzień!

Od rana czekałam, czy zamówione do Borkowa rośliny dotrą na dzisiaj, czy będą dopiero jutro. Zamówiłam je w poniedziałek, szkółki Konieczko to sama solidność więc raczej miałam nadzieje na dzisiejszą dostawę. 

I udało się!

Po 10.00 odezwał się kurier, potem szybka akcja by rośliny trafiły od razu do samochodu i pojechaliśmy sadzić. Ja i rośliny, tzn. Tawuły van Houtte'a Golden Fountain oraz Dereń biały Ellegantissima. Okazało się, że dodatkowo w pudle wielkim jak szafa była też gratisowa Forsycja. 

Na miejscu orka na ugorze, bo zaplanowałam te rośliny na moją skarpę nad stawem, a do tego wymarzyłam sobie drewniane schody na tę jednak dość strome wzniesienie. Poza tym te schody zakończone ławeczką to też forma nadania tej skarpie ciekawszego formatu. Czy się uda? Na razie zdjęcia z formowania tego układu, czyli rycie w zielsku.

Pierwsze elementy układanki. Jako że to orka na ugorze, ładnie nie jest ;-)



Po kilku godzinach są schody. Stabilne jak opoka, tylko wyglądu jeszcze nie mają ;-)


A po kolejnych godzinach schody obsadzone tawułą. Tawułki mikroskopijne, ledwie je widać, ale kiedyś będzie tu złoty dywan. To odmiana okrywowa o złotych listkach. Poczekam :-)



I widok na moje schody z różnych stron.




 A tu jedna z moich inspiracji. Tylko u mnie roślin brak ;-) To jednak kwestia czasu.


Poza tym bez zmian, staw zarasta, co póki co mnie tylko cieszy, ale wiem, że za dwa lata będę walczyć z urodzajem traw, pałek i innych wodnych cudów.


Przesadzony z Młocin krzew Rokitnika ślicznie się przyjął i powoli zielenieje. W tle schody po drugiej stronie stawu.



I schody raz jeszcze z widocznymi dereniami w tle.

Trudno uznać ten widok za zachwycający, no chyba że jest się autorem i wykonawca pomysłu ;-) 

Ja wiem, że kiedyś ta skarpa będzie zachwycająca, jest tylko pytanie kiedy, bo z tego co widzę liczba roślin, jaka jest mi potrzebna, by ją 'urządzić' to jednak wymaga czasu - bo czas to pieniądz, tylko tutaj akurat inaczej ;-)


14 komentarzy:

  1. Zapomniałam napisać, ze kiedy po 8 godzinach pracy łopatą do tarłam wreszcie do domu - zaliczając jeszcze po drodze koszmarny korek na Wisłostradzie przed Ludną - czekała na mnie 40-kilogramowa paczuszka z geowłókniną, którą kurier zostawił u naszych osiedlowych panów z ochrony. Na szczęście mam super składany wózek do wożenia takich ciężarów. A geowłóknina nie jest w ŻADNYM przypadku na rabaty, a jedynie na żwirowe ścieżki. Wyrywanie chwastów, głównie skrzypu z pomiędzy kamieni na długości 60 metrów ścieżki raczej nie jest fajnym rozwiązaniem. Za tydzień ścieżki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Ciebie i schody! Inżynierska robota! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Taki średniowieczny ze mnie inżynier, ale wtedy tak budowali, a mnie to odpowiada. Kiedyś będzie ładnie ;-)

      Usuń
    2. Te schody świetnie pasują do charakteru działki.
      A jaka odmiana tawuły?

      Usuń
    3. Tawuły van Houtte'a Golden Fountain. Niewysokie, bardziej szerokie. A tym komentarzem o charakterze działki sprawiłaś mi wielką radość Basiu, bo znaczy że mój zamysł jest widoczny ;-)

      Usuń
  3. Krysiu, w takim otoczeniu ogród nie może być sztuczny!

    OdpowiedzUsuń
  4. I w tym będzie cały jego urok! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No, trochę to potrwa.:P
    Gdybyś mogła kupić potrzebną ilość wyrośniętych już drzewek i krzewów, to wcześniej raczyłabyś się jego urodą. Tak to jest, jak dysponuje się jedną parą rąk i kieszeń nie bardzo pełna. Ale i tak sobie radzisz! Wciąż Cię podziwiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiać nie ma za co, ale miło mi i dziękuję. Dodam, że takie tworzenie wszystkiego od zera, własnymi siłami daje najwięcej satysfakcji. Ogrody założone przez ekipę w kilka dni, to dla mnie jakaś abstrakcja. Nawet gdybym miała miliony i tak bym robiła wszystko sama, bo robię to dla przyjemności, a nie na pokaz. A że na początku jest brzydko, to naturalne, wczesna wiosna też jest nieciekawa, a potem ....

      Usuń
  6. Ta skarpa mnie chyba wykończy! Wprawdzie tawułki ślicznie rosną, ale jeszcze śliczniej rośnie skrzyp. gdybym go nie wyrywała, nie wykopywała jeszcze w tym roku zarósłby cała działkę. Chemii nie zastosuję, bo działa na niego np. Starane, Mniszek, ale obawiam się o inne rośliny wokół. Pozostaje wierzyć w to co piszą ciężko doświadczeni skrzypem, że jednak regularne wyrywanie stopniowo go ogranicza. Mam podobne doświadczenia na podjeździe, więc chyba tak jest, ale walka jest straszliwa. Wynoszę go wiadrami i wiem, że jeszcze do sierpnia, kiedy przestaje rosnąć czeka mnie dużo ciężkiej pracy, by go opanować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Krysiu, dawno mnie tu nie było i teraz z wielką przyjemnością przekopuję się przez wszystkie zaległe posty :)
    Wiesz, u mnie na wsi jest kwaśna ziemia, też walczę od 4 lat ze skrzypem i już wiem, że samo wyrywanie nie wystarcza. Jedynym tak naprawdę skutecznym sposobem jest odkwaszenie ziemi co w moim i Twoim przypadku jest niewykonalne i bezsensowne. A dodam jeszcze, że ja niestety stosowałam ostrą chemię i psu na budę się zdało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walka ze skrzypem to jest bardzo przygnębiające zajęcie. Godziny pracy i właściwie na nic. A żadna chemia nic tu nie pomoże, chociaż odkryłam, że jednak niszczy go Mniszek. Tylko że mniszek niszczy też wiele innych roślin, więc na łące bez szans by stosować. Wapnowanie ma pomagać, ale tak jak piszesz, w naszych warunkach to niewykonalne. Pozostaje ta syzyfowa praca i złudna nadzieja, że może jednak wyrwę go do końca ;-) ?

      Usuń