Od piątku kosa i grabie. Jak wiadomo moje ulubione narzędzia ogrodnicze. No ale niestety czas był najwyższy, by dokończyć koszenia, bo trawy już podsychały, wcale ładnie już to nie wyglądało.
I tak od piątku do niedzieli - jak nie padało, a weekend bardzo był deszczowy - kosiłam kosą, okolice drzew i krzewów ręcznymi nożycami, a potem grabiłam i w płachcie wynosiłam na stertę kompostową. Nie udało się dokończyć ani koszenia, bo skończyła mi się mieszanka paliwowa do kosy, ani grabienia, deszcz lunął i przynajmniej w Borkowie nic nie wskazywało, by miał przestać.
Ale większość zrobiona. Widok po koszeniu to nie jest mój ulubiony widok, ale dla porównania przypominam jak było przed. Jakieś zalety koszenia są - inne widoki na całość, domeczek lepiej widać, widać też lepiej jak wygląda staw.
Dzisiaj rano
i dwa tygodnie temu
Staw dzisiaj
I dwa tygodnie temu
Może to nie jest jakaś bardzo spektakularna zmiana, ale wykonanie tej pracy było już konieczne.
Miałam zrobić jeszcze trochę zdjęć by pokazać wysepki roślin, które omija kosa, zgodnie z dawno przyjętym postanowieniem, że będę łączyć naturalnie rosnące rośliny z nowymi nasadzeniami. Na razie najwięcej jest samosiejek olszy czarnej. Chronię każdą siewkę krwawnicy, zostawiam krwawniki pospolite - te białe, na Młocinach mam czerwone, ale wszelkie próby dodania go tutaj, jak na razie się nie udały.
Zostawiam oczywiście rozmaite kępy traw, tak jak ta przy plaży na pierwszym zdjęciu. A i jeszcze kępy sadźca. Myślę, że będzie tego więcej, tylko nadal nie od razu rozpoznaję, co mam zostawić.
Rąk nie czuję i do tego - pomimo doskonałego repelentu okropnie pogryzły mnie końskie muchy. Ich ugryzienia są wyjątkowo paskudne.
No cóż - taka jest cena za łąkową ostoję wśród pól :-)
Brawo! Wiem, ile to pracy kosztuje, ale efekt jest!
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia :)
Dziękuję :-)
UsuńEfekt niewspółmierny do długich godzin ciężkiej pracy. Znasz ten rodzaj środowiska naturalnego, to wiesz. To nie jest koszenie trawniczka kosiareczką na kółkach ;-))))