Nie mam wyboru.
Podlewam.
Nie zmarnuję roślin, tych nowo posadzonych, ale i inne byliny też marnie jednak. No to kolejna wizyta w Borkowie i biegam z wiaderkami. Tak, tak! Żadne kropelkowe, żadne z węża, ekologicznie wodą ze stawu. Przy normalnej pogodzie nie ma potrzeby podlewać, ale ostatnie dni z normalnością nic wspólnego nie mają.
Póki co wygrywam z pogodą, i ogrodowo, i fizycznie. Fizycznie to ja mam trening 7 lat w Nigerii, wiem jak trzeba zmienić tryb życia, kiedy temperatury bliżej 40 stopni, jak dzisiaj. Termometr u mnie pokazał o godzinie 13.30 jedynie 38 stopni!
W sumie to ja bardzo lubię takie warunki do przetrwania, uruchamia to moje niespożyte pokłady inwencji i daje satysfakcję, że jednak znowu górą! :-)
Kilka obserwacji z Borkowa dzisiaj.
Brama. Ta sama co zawsze, tylko obrośnięta nawłocią, a za bramą zamiast łąki jednak mieszanka kolorów i bardziej ogrodowo.
A to już widok w drugą stronę od bramy. Mam na co patrzeć!
Ścieżki. Kamieniste wśród traw, prawie nie zarastają, jak kiedyś, ale to efekt regularnego odchwaszczania, wyrywania jak tylko coś wyrośnie.
A ile kolorów!
Smotrawa. Daje radę. To zdjęcie o 13.00. Za godzinę graby dadzą jej pełny cień.
Rutewka żółta. Co za zapach! Mam jedną, będę miała ich mnóstwo, bo są cudne!
Jesion. Jeden z trzech. Ten przetrwał i chyba ma zamiar zostać. To odmiana All Gold, ale pochodzi ze szkółki, gdzie absolutnie nic się nie zgadza.
Rabata na skarpie. No chyba najtrudniejsza, sporo strat, efekty mizerne, dzisiaj troszkę lepieja nachyłki śliczniutkie.
Wizyta na parę godzin. Raczej dla pracy, niż dla przyjemności, ale kiedy patrzę na zdjęcia, to mam satysfakcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz