piątek, 24 stycznia 2020

Wyprawa po złote runo ;-)


Byłam dzisiaj pod Puławami po zdobycze do ogrodu. Wprawdzie nie musiałam tak jak Jazon orać pola bykami, ani walczyć ze smokiem, ale znalezienie wioski na końcu świata było jakimś wyzwaniem.

Pozostaję oczywiście nadal w temacie dekoracji ogrodowych. Jak mnie coś dopadnie, nie ma wyjścia i muszę zakończyć temat. Dzisiaj mam wrażenie, że na razie wystarczy ;-)

Trochę się obawiałam, czy kochany samochodzik pomieści te wszystkie zdobycze, ale ford focus, jak zawsze mówię, to samochód transportowy ;-) Po złożeniu siedzeń można tam zmieścić naprawdę sporo. Oto zapakowane skarby


Pokonując dzikie korki na przebudowywanym, słynnym rondzie w Kołbieli dotarłam na działeczkę ze skarbami w nienaruszonym stanie. Dzień minął mi na wpasowywaniu tego wszystkiego w ogród. Jest nieźle, brakuje oczywiście roślin, szczególnie kwiatowych, ale to już niedługo przecież ;-) Pewnie jeszcze to i owo zmienię przestawię, ale generalnie jeden cel jakim jest pierwsza aranżacja wiejskiej ściany niemal osiągnięty. Niemal, bo nie do końca jestem zadowolona z tego widoczku ;-))))


Kolejny cel to obsadzenie w tym sezonie tej ściany domku roślinami. Coś już tam rośnie, ale nie wiem co z tego pojawi się w tym sezonie, bo sadzone późną jesienią. W ubiegłym roku rabaty we frontowej części działki, skarpa, zapłocie pochłonęły moje moce przerobowe i finansowe całkowicie. Tam już teraz odpuszczę, poczekam na rozrost, może będzie co przesadzać.


Trawa musi stąd zniknąć, chyba że jakieś pióropusze trawiaste tu posadzę. Ale przede wszystkim chcę tu sadźca, rudbekie, floksy, ostróżki, a z niższych przywrotniki, bodziszki. Wiosną będą bratki i pierwiosnki.


Korytko, dłubanka. To już czysta historia użytkowa. Cebrzyk natomiast może jak najbardziej być w użytku, ale u mnie zostanie jako eksponat. I tak razem ze mną mam mały skansen ;-)


Obok łopaty do chleba wisi orczyk. Trudno te przedmioty wykorzystać dzisiaj inaczej, niż do ozdoby, a śliczne przecież są. To już niewątpliwie zabytki etnograficzne i może dobrze, że sobie u mnie zamieszkały ;-)



Imadło jako ławeczka sprawdza się doskonale. Kiedyś jak czeremcha Nowosybirska podrośnie, będzie miło tu posiedzieć. Czeremcha to te badylki z przodu. Obok jest obiela. Za płotem nie moja łąka i niekoszone trawy. Mam cichutkie marzenie, by dokupić ten pasek ziemi aż pod las i rzeczkę.




Turzyca w świetnej formie. Przesadzenie do kociołka jej służy. Oj, kiedy tu będą kfiatuszki !


Na skarpie zielono dzięki dziurawcom olimpijskim i jałowcom. Znowu nie zrobiłam zdjęcia z bliska gęsiówce macedońskiej, a śliczna jest bardzo. Planuję być tu w środę, to utrwalę jej urodę.


A na rabacie złote suchulce. Wkrótce czeka mnie tu sporo cięcia.


Dzień uważam za niezwykle udany, a pogoda, chociaż lodowata, to słoneczna i piękna.

8 komentarzy:

  1. WOW.... podziwiam upór i dekoracje":) A takie widły to też mam :) Na razie używam:) Z wszystkiego najbardziej podobają mi się konewki obok gara przy ławce. Ekstra kompozycja:)Konewki też miałam, ale dziurawe wyrzuciłam:( Jestem w trakcie poszukiwania niskich krzaczków w rodzaju wrzosów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Tak, jestem nieludzko uparta;-) Jak osioł.Każde miejsce ma inny charakter. To z konewkami jest najbardziej zarośnięte, może dlatego. Dziurawe konewki można było użyć jako doniczki. Widły są jak najbardziej w użyciu. Przerzucam nimi kompost. A widły znalazłam pod płotem na działkach w ROD.

      Może modrzewnica. Mam ją w planach.

      Usuń
    2. Przeczytałam sobie o tej modrzewnicy, dzięki. Kupie i posadzę w jednym miejscu zacienionym obok małych azalii, ale ja szukam czegoś podobnego na nasłonecznione. Już znalazłam jesienią, a potem kliknęłam i zgubiłam:)

      Usuń
    3. Może dziurawiec olimpijski Ci się spodoba.

      Usuń
  2. Krysiu, oglądam te Twoje zdobycze i wczesne dzieciństwo stanęło mi przed oczyma. W maselnicy babcia masło robiła, w niecce(dzieży) chleb wyrabiała, drewnianą łopatą go po upieczeniu z pieca wyjmowała. Widok tych przedmiotow niezmiernie miły, bo cudne czasy przypomina. Matko, kiedy to było???
    Aż dziw, że się te użytkowe przedmioty jeszcze na wsiach zachowały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne masz Basiu wspomnienia. Myślę, że wbrew pozorom życie wtedy było lepsze. Dzisiaj zalewa nas tandeta, pogoń za coraz to nowym modelem wszystkiego, ziemia pełna plastikowych śmieci...
      Za parę lat nigdzie się już takich rzeczy nie znajdzie. Na wsiach też ich nie ma. Moda na wiejskie starocia raczej przeminęła, szkoda, bo to naprawdę piękna robota, aż miło je brać do rąk.
      Pozdrawiam Basiu i dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  3. Takie dłubanki, w moich stronach, pełniły 2 funkcje: te większe służyły do kąpania dzieci i były nazywane "kapańkami", te mniejsze służyły do przynoszenia mąki do pieczenia chleba z tzw. sklepu.
    To już nawet prahistoria użytkowa. Chociaż patrzę na takie przedmioty z sentymentem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem archeologiem, wszystko co stare jest dla mnie cenniejsze od najdroższych dzisiejszych wynalazków. Im jestem starsza, tym mniej podoba mi się na tym świecie. Na szczęście mam ten mój Borkowy azyl, gdzie mogę żyć po swojemu.

      Usuń