a raczej kroczek po kroczku, powoli, bez przesadzania z obciążeniem fizyczną pracą, za każdym przyjazdem do Borkowa powolutku coś tam z tych moich planów wcielam w życie.
Mogłabym oczywiście wynająć kilku ludzi do pracy i w dwa dni byłby porządek, ale to nie w moim stylu. Lubię sama tworzyć nowe miejsce, poza tym w tym powolnym procesie formowania przyszłego ogrodu jest sporo miejsca na to, by co chwilę coś zmieniać, dostosowywać do warunków i zmieniającej się przecież zawsze wizji tego, co ma tam być.
Poza tym na obecnym etapie wszystkie moje prace to głównie porządkowanie terenu, wiele rozwiązań jest tymczasowych, służących jedynie temu by wprowadzić na tych 1200 metrach jakiś ład.
Jest jeszcze jeden powód - teren jest bardzo zróżnicowany pod względem wysokości nasiąkania wodą gruntową. Są miejsca, gdzie woda jest niemal na powierzchni, są miejsca gdzie jest sucho. Muszę dobrze rozpoznać te różnice i dostosować do nich wszelkie dalsze plany.
Tak czy inaczej działać trzeba i oto dzisiaj pierwsze nasadzenia nad stawem. Już wczoraj zgodnie z planem wykopałam całą Mozgę trzcinowatą z rabaty na Młocinach.
Umieszczona w wielkim wiadrze nocowała w samochodzie, by dzisiaj trafić do Borkowa.
Mozga jest trawą niezwykle ekspansywną i na moich 185 metrach nie ma racji bytu. Tu, w Borkowie, wokół stawu jest dla niej wspaniałe miejsce. Tak to wyglądało dzisiaj po obsadzeniu brzegu z jednej strony.
Z całą premedytacją pokazuję te niezbyt piękne zdjęcia, bo nie chodzi mi o wywołanie zachwytu, a jedynie dokumentowanie powstawania tego miejsca. Wiele będzie zdjęć po prostu brzydkich, ale tak powstają miejsca tworzone parą ludzkich rąk, a nie przy pomocy wynajętej ekipy ogrodowej.
To pierwsze nasadzenia, dużo kolejnych roślin potrzeba, ale też te rośliny istniejące lokalnie nie próżnują i coraz ładniej porastają brzegi stawu.
W planie na ten rok mam obsadzenie tej wielkiej skarpy, ale nie wiem, czy to nie jest plan zbyt ambitny. Z drugiej strony, jak go nie obsadzę, zarośnie trawskiem wszelkim i będę to za rok karczować z mozołem.
Kolejna dzisiejsza praca to splantowanie góry piachu. Część poszła na podsypkę dla ścieżki drewnianej, część na poszerzenie brzegu stawu od tej strony, reszta to po prostu plażowy brzeg stawu do rekreacji.
Lubię to odbicie nieba i mojej bramy w stawie. Woda coraz czyściejsza, zebrałam też dzisiaj sporo rozmaitych patyków i śmieci z powierzchni stawu, woda coraz czyściejsza. Poza tym masa ptasich piór, co chyba oznacza, że kiedy mnie nie ma ptactwo już tu urzęduje.
To na pewno bardzo nietypowe miejsce. Nie mam najmniejszej nawet intencji tworzyć tu ogrodu w sensie tych ślicznych ogrodów miejskich z trawnikiem i pięknymi rabatami. To już właściwie mam na Młocinach. Tu powstanie takie bardziej uroczysko, nieco dzikie miejsce, bez cywilizacji w sensie nawet prądu i wody. Mam w planach spędzać wieczory przy lampie naftowej, gotować na kuchni z fajerkami - już szukam ekipy do budowy pieca i komina - i myć się w potoku.
Dzisiaj jak zwykle przywitał mnie bocian. Na złość stał na środku grobli, którą dojeżdżam do mojej posiadłości, chwilę czekałam, ale potem odfrunął niespiesznie.
Cudownie :D A tę trawę to chyba jak chińczyk sadziłaś, stojąc w wodzie?
OdpowiedzUsuńTo fantastyczny pomysł, żeby stworzyć taki "nie cywilizowany" raj: tu masz potencjał, można poszaleć. Będę kibicowała i trzymała kciuki, abyś spełniała swoje marzenie :D
Dziękuję za wizytę i komentarze. To miłe. Tak stałam w wodzie kombinując jak nie wpaść do tej głębokiej części ;-))))
UsuńMyślę, ze to miejsce aż się prosi, by go za bardzo nie ucywilizować. To jest wszędzie, a trochę natury to jednak ważniejsze.