Bardzo powolutku ta wiosenna wegetacja rozwija nowe widoki. Na wsi raczej nadal szarawo, ale posadzone kilka dni temu roślinki przetrwały. No ale to bratki, primule i stokrotki. Te raczej dają radę nawet, jak dość zimno. W ciągu dnia było sporo słońca i od razu widać było zmianę w wyglądzie kwiatków.
Tyle radości ;-)
W stawie bałagan jeszcze, ale już zielono.
Nawet jakiś pąk jest ;-)
Dosadziłam też dzisiaj dwie nowe zielone kępki
Ubiorek wiecznie zielony. Bardzo go lubię, a że już go zahartowałam, myślę że da radę.
Brzydko tu jeszcze okropnie, ale floks szydlasty dopiero zaczyna żyć, orszeliny olcholistne jeszcze śpią, chabry górskie wyłażą powolutku, trawy ...
To te dzisiejsze przyjemności, ale głównie to była ciężka praca.
Najpierw ponowne powieszenie tablicy, bo wicher zerwał powrozy na których wisiała. Zresztą po prawie 3 latach sznury miały prawo zmarnieć.
Wymyśliłam inne rozwiązanie, w konwencji całej bramy. Zobaczę jak długo teraz wytrzyma.
Potem porządki pod płotem, bo stare trawy jeszcze nie były wycięte. Co zresztą widać przy lewym balu. Już nie dałam rady wyciąć.
Ale po prawej stronie porządek. Rośnie tu olsza samosiejka i tawlina jarzębolistna z patyka. Jeszcze malutka, ale to odporne rośliny. Na skarpie po roku mają już ponad metr.
Ciągle powtarzam, że dzień wciąż za krótki, a tyle jest do zrobienia. Wracam w środę 'zasuwać' dalej ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz