piątek, 31 lipca 2015

9 godzin w trawie ;-)

Nawet nie wiem, kiedy te 9 godzin minęło. To pewnie zasługa takich widoków






Tak patrzę na to zdjęcie i myślę sobie, że chociaż to po prostu zdjęcie, to obrazek dość mało realny. Albo tylko mi się tak zdaje - taka sielskość z bocianem, to już chyba dzisiaj rzadkość jednak.


Narzekałam jakiś czas temu na brak bocianów w tym roku. Jak widać są i jak zawsze za rolnikiem, bez względu na sprzęt ;-)

Ale dzień nie od razu wydawał się taki sielski. Kiedy podjechałam pod moją sosnową bramę, miałam ochotę przez parę sekund odjechać z powrotem. Podjazd kompletnie zarośnięty, działka skoszona jedynie w połowie, reszta w bałaganie z wylegającą po deszczach trawą, ścieżka zarośnięta, zasypana suchymi badylami, niebieski parasol połamany...

No ale znowu  po kolei ;-)

Jak się to mówi 'zakasałam rękawy' i zaplanowałam 'front robót'. Jestem przekonana, że kiedy spada na nas kompletny chaos prac do wykonania, najważniejszy jest dobry plan i absolutnie konsekwentne trzymanie się tego planu. Inaczej frustracja zniechęca do pracy, a wg planu jest nadzieja i wizja dobrej przyszłości ;-) A to dodaje sił.

Po 3 godzinach podjazd znowu był jak nowy. Nawet belkę widać, a ostatnio była już kompletnie zarośnięta. Za belką sąsiad ma wykopy po dzikach, więc ich nie kosi. Powstaje mały zagajnik, ale to akurat mi nie przeszkadza. Jak wyrosną tu brzozy i inne drzewka samosiejki, będzie piękna granica działki.


A po kolejnych godzinach ścieżki znowu były czyste, parasol naprawiony, część traw wycięta nożycami ręcznymi - kosa została w domu, bo miało być skoszone wszystko - wygrabione krawędzie ścieżek, jaki taki porządek.


Bardzo lubię ten widok na mój płotek i stare olsze nad rzeczką. Nie wiem czy dam radę jeszcze w tym roku, ale w planie jest wreszcie uporządkować obszar za płotkiem do rzeczki. Wyczyścić brzegi, wyciąć zarośla, zrobić żwirowe zejście do wody.


Teraz trzeba zgrabić, spalić, uporządkować... I tak jak widać moja praca w Borkowie polega głównie na utrzymaniu tego, co już zdołałam zrobić. Ekspansywność natury jest taka, że czuję się czasem nieco bezsilna. Dwa tygodnie i nawet kamienna ścieżka na grubej agro zaczyna zarastać. Wysiana trawa kiełkuje na kamieniach.

Graby widać!



Trochę podrosły od października 2014



A staw, jak to staw żyje swoim życiem i ma się nieźle. Woda znacznie wyżej, roślin przybywa, bo się mnożą ;-)








W środę zatem koszenia ciąg dalszy, ale już bez stresu. Nie święci garnki lepią, trochę prób i błędów i powoli do celu. 

A Borków, skoszony czy nie, to przecież takie cudne miejsce!

I jeszce tak dla porównania i oceny, czy jest w ogóle jakiś postęp w tych moich zmaganiach z naturą. To samo miejsce w październiku 2014 i wczoraj.



Pewnie to kwestia pory roku, ale różnica jest ogromna, nie wiem tylko, czy na korzyść ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz