Byłam, pracowałam, zrobiłam zdjęcia ku pamięci.
Niewiele zmian, posadzone rośliny przyczaiły się w czasie ostatnich spadków temperatur i przetrwały. Niewątpliwie rosną, ale są jeszcze mało fotogeniczne, więc oszczędzę im i sobie pokazywania ich na obecnym etapie ;-)
Pracowałam nad stawem, w stawie, wokół stawu. Zakończyłam wlaniem specjalnego preparatu biologicznego, którego używam od roku i jestem zachwycona. Nie mam glonów, a woda krystalicznie czysta. Gdyby jeszcze pałka i to paskudne denne zielsko - rogatek sztywny - nie rosło jak głupie. Pałkę posadziłam sama, ale rogatka nigdy bym nie posadziła. Nie wiem skąd się wziął, ale niestety jest.
Na szczęście staw malutki to na koniec śliczny był.
Siedziałam też sobie w słońcu patrząc na te krajobrazy, bo pięknie jest niezwykle.
Żółto od ziarnopłonu
Pięknie rosną dzielżany i odętka
Jaszczur pilnuje liliowców i firletek
A kogut jajek ;-) w towarzystwie motyli
Niestety marnie wyglądają zawilce. Chyba jednak to nie jest miejsce dla nich.
I jeszcze refleksja na koniec.
Rozmowa z górą - tytuł książki autora, Rafała Froni, z którym wywiadu słuchałam w drodze do Borkowa. Padło tam zdanie o czerpaniu satysfakcji nie z sukcesu, a z dążenia do niego. Trudna droga jest celem, nie sam cel. To taka inna wersja gonienia króliczka ;-) A piszę o tym, bo kiedy dzisiaj siedziałam sobie pod chatą na drewnianej ławie, wygrzewając przemarznięte od brodzenia w stawie nogi, pomysłałam sobie, że Borków to taka trudna do zdobycia natura, że być może nigdy nie uda mi się znaleźć jakiejś tutaj symbiozy.
I niech tak będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz